GIETRZWAŁD: BARDZIEJ DOŻYNKI NIŻ ODPUST

polskawolna.pl 1 rok temu
Wielce wymowna ilustracja „sojuszu Kościoła z Tronem” w wersji prowincjonalnej. Na zdjęciu: rektor Sanktuarium Maryjnego ks. Marcin Chodorowski (pierwszy z prawej) oraz metropolita warmiński abp. Józef Górzyński i wójt gminy Gietrzwałd Jan Kasprowicz (odpowiednio trzeci i czwarty z prawej). Jak widać, pogłoski o oburzeniu arcybiskupa za przypisanie mu przez wójta akceptacji dla śmieciowej inwestycji Lidla okazują się wyraźnie przesadzone.

Wprawdzie przyjazd do Gietrzwałdu 8 września br., w dzień narodzin Najświętszej Marii Panny uważałem wręcz za swój obowiązek, ale dwa kolejne dni też były warte osobistej obecności. Na sobotę Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X zapowiedziało bowiem ogólnopolską pielgrzymkę wiernych z Olsztyna do Gietrzwałdu, natomiast niedzielę metropolita warmiński wyznaczył na uroczystości 146. rocznicy objawień NMP połączone z 57. Dożynkami Archidiecezjalnymi. Ich bogaty program, w dodatku rozpoczynający się już w sobotę wieczorem sprawił, iż chętnie skorzystałem z możliwości przenocowania w kamperze na jednym z parkingów wyznaczonych przez organizatorów.

Na tę decyzję wpłynął także fakt specjalnego zaproszenia, jakie podczas konferencji prasowej zapowiadającej niedzielne święto wygłosił nie kto inny jak sam ks. Marcin Chodorowski, przeor Sanktuarium Maryjnego oraz proboszcz gietrzwałdzkiej parafii. Oto jego słowa:

– Zgromadzimy się w Gietrzwałdzie na uroczystość Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. To jest tytuł parafii i nasz główny odpust. Zgromadzimy się, przeżywając urodziny Maryi Panny. Ona nas zaprasza. Osobiście, jako proboszcz parafii, dołączam się do Jej zaproszenia. Maryja chce się spotkać ze wszystkimi. Czujcie się zaproszeni.

Poczułem się zatem ale nie na długo. W sobotę, już o zmroku, gdy wraz z kilkoma innymi załogami kamperów przygotowywaliśmy nasze pojazdy do noclegu pojawił się znienacka sam gospodarz sanktuarium (tym razem nie po cywilnemu ale w sutannie) i bez słowa przywitania – choćby świeckiego „Dobry wieczór” – zażądał opuszczenia terenu postoju przez wszystkich kamperowiczów. Na nic nie zdały się nasze argumenty, iż stoimy na miejscu oznaczonym jako parking, w dodatku nie zapełnionym choćby w jednej dziesiątej. Zamiast racjonalnej odpowiedzi usłyszeliśmy groźbę wezwania policji. Wprawdzie jej funkcjonariusze mieliby poważne kłopoty z przypisaniem nam łamania jakichkolwiek przepisów ale uznaliśmy, iż mądrzejszy powinien ustąpić. Po kilkudziesięciu minutach wszystkie kampery stanęły na innym miejscu i zamiar uczestnictwa w niedzielnych uroczystościach pozostał realny.

Ks. Marcin Chodorowski w dwóch odsłonach. 5 września br. podczas konferencji prasowej zapowiadającej rocznicowe uroczystości: „Czujcie się zaproszeni” i 9 września wieczorem na specjalnie oznaczonym polu parkingowym: „Jeśli natychmiast nie opuścicie tego miejsca, wezwę policję!”. Zaiste, wyjątkowe zdecydowanie, jak na rektora tolerującego np. właścicieli psów obsrywających teren Sanktuarium Maryjnego.

Do wyjaśnienia pozostają jednak motywy kierujące ks. Chodorowskim. Wprawdzie nie mam dobrego zdania o nim jako gospodarzu miejsca świętego dla polskich katolików, co znalazło m.in. wyraz w naszym apelu skierowanym bezpośrednio do niego (niestety, ciągle bez odpowiedzi) ale tym razem tolerancyjny miłośnik psów obsrywających regularnie teren Sanktuarium Maryjnego cokolwiek przesadził.

Tak w niedzielę, 10 września br. wyglądał parking „oblężony” w stopniu wystarczającym, aby usunąć z niego dokładnie 4 kampery i 1 samochód z przyczepą. Dodajmy, iż zdjęcie nie obejmuje co najmniej dziesięciokrotnie większej, zupełnie nie wykorzystanej, powierzchni.

Oficjalne zapraszanie pielgrzymów, a następnie – dokonywane już nieoficjalnie – wyrzucanie ich z legalnie i przepisowo zajętych miejsc parkingowych nie mieści się w standardach cywilizowanego człowieka, nie mówiąc o duchownym. Tej opinii z pewnością nie osłabia fałszywka ks. Chodorowskiego, który zapewnił potencjalnych gości, aby „czuli się zaproszonymi” ale nie wspomniał, iż praktyczna realizacja tej zachęty wyceniona została na 10 zł od każdego zaparkowanego auta. Sam byłem świadkiem, jak porządkowi musieli dokonywać istnej ekwilibrystyki, aby umożliwić „cofkę” samochodu prowadzonego przez młodego mężczyznę, który uznał powyższą opłatę za półtarogodzinny postój jako zbyt wygórowaną. Dodajmy, iż rektor-proboszcz miał wystarczająco dużo okazji do godziwego zarobku na pielgrzymach; od standardowej tacy, poprzez wpływy z obleganych jadłodalni i sklepów, aż po ofiary na intencje mszalne.

Po tym przykrym – choć zainspirowanym wbrew naszej woli – wstępie przejdźmy do meritum, czyli krótkiej, reporterskiej relacji z trzech wrześniowych dni w Gietrzwałdzie.

PIĄTEK, 8 WRZEŚNIA: Z SZACUNKU DO KRÓLOWEJ POLSKI

Kilka tysięcy pielgrzymów z całej Polski przyjechało do Gietrzwałdu nie w niedzielę wyznaczoną przez abp. Józefa Górzyńskiego, metropolitę warmińskiego jako termin odpustu i dożynek diecezjalnych ale dokładnie w faktyczny dzień urodzin Najświętszej Marii Panny, tj. 8 września. Większość z rzeszy wiernych wybrała uczestnictwo w jednej z Mszy św. (niestety, odprawianych wyłącznie w rycie posoborowym), spacer do Świętego Źródełka oraz pokonanie Drogi Krzyżowej ale z satysfakcją odnotowujemy znaczącą liczbę katolików modlących się na różańcu przy Kapliczce Objawień, czyli tak jak tego oczekiwała Królowa Polski.

To dobry prognostyk i nadzieja na materialną realizację marzenia jednej z kilku gietrzwałdzianek wyznania rzymsko-katolickiego (choć szczerze mówiąc znam tylko ją), aby z różańca w miejscu objawień NMP uczynić modlitwę nieustającą – całą dobę, w każdym dniu tygodnia i z sukcesywnym udziałem pielgrzymów reprezentujących każdą z polskich parafii. A jest ich ponad 10 tysięcy, co sprawia, iż ta różańcowa posługa rozpisana na jedną dobę dla reprezentantów każdej z nich wymagałaby zmobilizowania 30-40 wiernych nie częściej niż raz na… 25 lat. Nie sądzę, aby było to ponad siły lokalnych, katolickich społeczności. Co polecam uwadze ich liderom, niekoniecznie tym w sutannach…

SOBOTA, 9 WRZEŚNIA: DZIEŃ WIERNYCH ŚWIĘTEJ TRADYCJI

Msza święta w rycie rzymskim w podolsztyńskich Dajtkach z udziałem blisko półtora tysiąca wiernych Bractwa Kapłańskiego im. Św. Piusa X (FSSPX) połączona z kilkunastokilometrową pielgrzymką do Gietrzwałdu była zdecydowanie najważniejszym punktem sobotnich uroczystości maryjnych. Niestety, gospodarz Sanktuarium Maryjnego, wspomniany wcześniej ks. M. Chodorowski wraz ze swoim przełożonym abp. Józefem Górzyńskim od lat pilnują skrupulatnie, aby w miejscu objawień NMP odprawiały się tylko nabożeństwa posoborowe zwane także novusowymi; z kapłanami odwróconymi tyłem (czyli nie tylko plecami) od ołtarza, komunią świętą dawaną na stojaka i do łapy, tzw. szafarzami uprawnionymi także do wykonywania tej czynności oraz dziesiątkami innych zmian określanych jako protestanckie, choć faktycznie inspirowanych przez żydomasonów i ich pachołków ulokowanych w najwyższej hierarchii kościelnej ku niekłamanej uciesze przebranych w kapłańskie sutanny pedałów, pedofili, ojców bękartów płodzonych często z wieloma kobietami, o pospolitych złodziejach i oszustach nie wspominając.

Czy ta, iście szatańska menażeria może być pewna swojego obecnego statusu aż po sam grób? Owszem, jeżeli w tej chwili stoi nad nim z powodu zaawansowanego wieku lub śmiertelnej choroby. Pozostali mogą przeliczyć się i to bardzo. Wiernych wyznania rzymsko-katolickiego w źródłowym tego pojęcia znaczeniu ciągle przybywa. Dodajmy, iż nie są to wierni z pokolenia niżej podpisanego, czyli 70-latkowie i starsi obdarowani sakramentami chrztu, komunii i bierzmowania (niektórzy także małżeństwa) przed wypaczeniami, które narzucił Sobór Watykański II. Wśród zwolenników Świętej Tradycji dominują ludzie młodzi, najczęściej 30-, 40-letni obdarzeni rodzinami z kilkorgiem dzieci, zdecydowanie powyżej średniej zamożności i wykształcenia. Tacy wierni nie dadzą sobie narzucić szacunku i posłuszeństwa wobec zmian na żydomasońską modłę.

Co ważne, Bractwo Kapłańskie im. Św. Piusa X nie jest ani jedyną, ani najliczniejszą inicjatywą mającą na celu ratowanie Kościoła rzymsko-katolickiego przed szatańską agresją. Znacząca część wiernych nie zamierza zrezygnować z walki o odzyskanie świątyń wznoszonych przez swoich przodków po to tylko, by przejść do kaplic ww. Bractwa pod opiekę kapłanów wprawdzie z polskim rodowodem i z polskim duchem ale formowanych w niemieckim seminarium, w niemieckim języku oraz pod niemieckim nadzorem.

Tzw. nabożeństwa indultowe, odprawiane za zgodą biskupa miejsca we wskazanych kościołach, cieszą się coraz większą popularnością i jestem przekonany, iż z czasem presja wiernych w połączeniu z rosnącą liczbą księży zainteresowanych odprawianiem Mszy św. w rycie rzymskim przyniesie plon daleko większy niż to, co są w stanie zapewnić niemieccy przełożeni FSSPX.

Nie sposób również lekceważyć inicjatywy wiernych w uruchamianiu tzw. oratoriów, gdzie znajdują schronienie i możliwość służenia Świętej Tradycji księża, którym nie po drodze ani z ks. Karolem Stehlinem (przełożony FSSPX w Polsce), ani posoborowymi biskupami, mogącymi w każdej chwili wycofać swoją zgodę na msze indultowe. Przy okazji – ta alternatywa dla tradycjonalistów wzbudza szczególny niepokój zarówno wśród żydomasonów i ich wasali z Konferencji Episkopatu Polski, jak i – co interesujące – decydentów… FSSPX. Nie kończy się zresztą na niepokoju, o czym świadczy np. natychmiastowa – dokonana w iście pruskim stylu – eksmisja ks. Jacka Bałemby z kaplicy Bractwa we Wrocławiu, udostępnionej wcześniej (oczywiście, odpłatnie) na msze dla wiernych od lat związanych z tym dzielnym, a przy tym niezależnym od jakiejkolwiek hierarchii orędownikiem Świętej Tradycji.

NIEDZIELA, 10 WRZEŚNIA: POD DYKTANDO PROWINCJONALNYCH „VIP-ów”

Msza św. wyznaczona na godz. 11.00 miała być kulminacyjnym punktem wrześniowych uroczystości w Gietrzwałdzie. Czy jednak była? Śmiem wątpić. Liczbę wiernych przed ołtarzem polowym na błoniach oceniam na około 5 tysięcy. Identyczne dane podał oficjalny portal Archidiecezji Warmińskiej, a to oznacza najniższą frekwencję od wielu lat. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby pominąć około tysiąc osób, które na błoniach bardziej „piknikowały” niż modliły się. To fatalny prognostyk i jakby po myśli abp. J. Górzyńskiego konsekwentnie dążącego do marginalizacji Gietrzwałdu jako miejsca kultu NMP, czemu daje wyraz m.in. w milczącej akceptacji dla śmieciowej inwestycji Lidla. Tylko czekać, gdy 360-osobowa widownia budowanej betonowej estrady udającej ołtarz polowy okaże się wystarczająca dla uczestników odpustów w następnych latach.

Lukę frekwencyjną po nieobecnych wiernych z nadmiarem wypełniły polityczne pasożyty, PiS-owskich nie wyłączając. Zbliżające się wybory parlamentarne okazały się ważniejsze niż demonstracyjne okazywanie „wrogości” wobec współgospodarza Sanktuarium (tak go przedstawiono tuż przed Mszą św.) Jana Kasprowicza, który agresję Niemców na Gietrzwałd wspiera jak najbardziej.

Charakterystyczne, iż o wyżej wspomnianym wątku nie wspomniał choćby słowem żaden z polityków lub hierarchów kościelnych występujących przed kamerami i mikrofonami lokalnych mediów. Temat śmieciowej inwestycji Lidla okazał się istnym zapisem cenzorskim, skrupulatnie przestrzeganym przez wszystkich – pożal się Boże – „VIP-ów”. A ponieważ natura nie znosi próżni, więc lukę tę wypełnił obowiązujący „przekaz dnia”; beatyfikacja rodziny Ulmów, której opiekun w randze męża i ojca (Józef) nie wahał się zaryzykować życiem swoim, brzemiennej żony oraz sześciorga nieletnich dzieci dla przechowania ośmiorga żydowskich uciekinierów. Wszyscy zginęli z rąk niemieckich oprawców po zadencjunowaniu przez Ukraińca.

Wprawdzie w tragedii rodziny Ulmów nie sposób doszukać się jakicholwiek teologicznych przesłanek do wniesienia jej na ołtarze (włącznie z niedopuszczalną beatyfikacją dziecka nieochrzczonego) ale czegóż się nie robi dla wbicia tępym gojom do głów przekonania, iż za talmudycznego żyda należy ginąć jak za Pana Boga. I to przesłanie ochoczo podchwycili w swoich wypowiedziach zarówno purpuraci jak i politycy. O beatyfikacji Ulmów mówili m.in., oczywiście z należytą powagą, wymieniony wczesniej abp. J. Górzyński i ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej bp Ireneusz Kamiński, a także politycy PiS – wojewoda warmińsko-mazurski Artur Chojecki oraz wiceminister ds. rozwoju Olga Semeniuk-Patkowska (nazwisko panieńskie nie pozostawia złudzeń co do pochodzenia).

Lukę po lidlowym temacie tabu wypełnił Janusz Górzyński z Poznania. Siłą rzeczy, a ściślej – siłą iście policyjnego nadzoru ze strony gospodarzy odpustu i dożynek, uczynił to wprawdzie już po głównych uroczystościach i wobec niewielkiego autytorium przy Świętym Źródełku ale liczy się treść wypowiedzi i fakt, iż jest rozpowszechniana w internecie przez portal jedlicze.org. Z Januszem łączy mnie gorzej niż szorstka znajomość ale tym razem podpisuję się pod jego tezami oburącz. Jakkolwiek w ocenie politycznej hołoty rządzącej naszą umęczoną Ojczyzną nigdy nie różniłem się od szefa Konwentu Obrony Polski (teraz padły zasadne określenia w rodzaju łachudry, durnie, złoczyńcy), to jednak mile zaskoczyła mnie i satysfakcjonowała zarazem istotna zmiana we wskazywaniu osób przyczyniających się do realizacji budowy składowiska odpadów w bliskim sąsiedztwie miejsca objawień NMP. Owszem, przez cały czas „zasługi” wójta gminy Gietrzwałd oraz starosty olsztyńskiego są w tej kwestii fundamentalne ale Janusz Górzyński nie omieszkał wspomnieć także o – nazwijmy to delikatnie – mało zdecydowanych przeciwdziałaniach ze strony PiS-owskiego wojewody, aby ciągle postępujący proces inwestycyjny został wstrzymany nie na kilka tygodni ale na zawsze. Dostało się również lokalnej hierarchii kościelnej za brak jednoznacznego stanowiska wobec widma dewastacji miejsca świętego dla katolików.

To dobry znak zwierania szeregów w walce o Sanktuarium Maryjne. Zwłaszcza, iż na przewodniczącego Komitetu Obrony Gietrzwałdu, Jacka Wiącka raczej nie ma co liczyć. Dało się to zauważyć zarówno po jego minie w trakcie wystąpienia Janusza Górzyńskiego, jak i ponownym, uniżonym apelu do wojewody, aby raczył bardziej „pochylić się” nad prawną stroną inwestycji.

Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(14.09.2023)

P.S.

Deklaracje o bezpośrednich związkach biskupów z wiernymi oraz polityków z wyborcami (zwłaszcza w okresie przedwyborczym) zweryfikowałem na własnej skórze. Tak dużej, specjalnie wydzielonej strefy dla lokalnych „VIP-ów” nie widziałem od dawna. Nie dość, iż znacznie oddalała wiernych od ołtarza, to jeszcze była niedostępna choćby dla dziennikarzy z ważnymi legitymacjami i to na długo przed rozpoczęciem Mszy św. Obowiązywały wyłącznie specjalne zaproszenia. Jednym zdaniem – uroczystość niby religijna, a metody traktowania uczestników jakby z wiecu poparcia dla jedynie słusznej władzy.

H. Jez.

Idź do oryginalnego materiału