Elżbieta Dzikowska: Niczego nie liczę

5 godzin temu
Zdjęcie: Elżbieta Dzikowska


Boję się tylko dwóch rzeczy: chamstwa i turbulencji – mówi miesięcznikowi „Znak” podróżniczka Elżbieta Dzikowska.

Fragment rozmowy, która ukazała się w lipcowym numerze miesięcznika „Znak”.

Karol Kleczka: Podobno ciągle Pani podróżuje. Gdzie Pani była ostatnio?

– Parę miesięcy temu odwiedziłam Kopenhagę, żeby zobaczyć podobno najciekawszą na świecie kolekcję sztuki współczesnej w Muzeum Louisiana – tak się ono nazywa, bowiem właściciel budynku, w którym się znajduje, Alexander Brun, miał trzy żony, każdą o imieniu Luiza. Założyciel muzeum przejął tę tradycyjną nazwę. Zachwyciły mnie tamtejsze rzeźby. Pokazują dzieła Giacomettiego, Alexandra Caldera, Henry’ego Moore’a i Louise Bourgeois. Kolekcja jest tak olbrzymia, iż nie sposób jej spamiętać.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Dzięki tej wyprawie zobaczyłam jeden z dwóch państw w Europie, których wcześniej nie odwiedziłam: Danię. Została mi jeszcze Albania. Ją zamierzam zobaczyć we wrześniu.

Prowadzi Pani listę miejsc na świecie, w których jeszcze nie była?

– Nie, nie prowadzę żadnych list. Niczego nie liczę. Natomiast miałam potrzebę ten brak uzupełnić, zwłaszcza iż interesuję się i zajmuję sztuką współczesną.

W jednej z rozmów mówiła Pani, iż chciała poznawać świat, więc korzystała z nadarzających się okazji, aby go zwiedzać. Jest Pani jedną z największych polskich podróżniczek, ale gdy czytałem Pani biografię i ostatnią książkę „Ze mną przez świat. Pamiętnik wstecz”, zwróciłem uwagę, iż podróżowanie przyszło na Panią trochę z przypadku, ze zbiegu okoliczności.

– Chciałam poznać świat, byłam go bardzo ciekawa, ale długo nie mogłam podróżować. Studiowałam sinologię na Uniwersytecie Warszawskim i dopiero po czwartym roku uczelnia wysłała mnie do Chin. To była moja pierwsza podróż w życiu, w 1957 r. Nieco wcześniej profesor chciał mnie wysłać na stypendium, ale nie dostałam paszportu.

W „Kontynentach” zaproponowano mi dział Ameryki Łacińskiej. Powiedziałam, iż nie mam o tym pojęcia. „Nikt nie ma pojęcia” – usłyszałam w odpowiedzi

Elżbieta Dzikowska

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Poleciałam na sześć tygodni samolotem Tu-104. Podróż trwała dwa dni, z noclegiem w Nowosybirsku. Gdy wysiadłam, marzyłam o tym, żeby już nigdy nie wsiadać na pokład, i do dziś boję się tylko dwóch rzeczy: chamstwa i turbulencji. Niestety, moje marzenie się nie spełniło, musiałam czymś wrócić, a ponieważ świat mnie bardzo interesował, to mimo wszystko latałam. przez cały czas cierpię z tych wcześniej wymienionych powodów.

Taka pierwsza podróż musiała być bardzo ekscytująca. Co Pani czuła?

– Co czułam? Zwiedzałam piękny, bardzo interesujący kraj, o którym mogłam się czegoś nauczyć. To dla mnie bardzo ważne. Teraz już prawie zapomniałam chińskiego, wtedy jednak starałam się mówić w tamtym języku. Ale to prawda, to było fascynujące, by z Polski powędrować od razu do takiego dalekiego kraju jak Chiny.

Dziś raczej nie zaczyna się od takich wypraw, tylko od nieco skromniejszych kierunków. W kilka lat po podróży do Chin udała się Pani do Ameryki Łacińskiej.

– Po ukończeniu studiów nie mogłam znaleźć posady w zawodzie. Teraz pewnie po sinologa ustawiają się kolejki, ale wówczas nie było takich możliwości. Długo szukałam zatrudnienia: odkurzałam książki w bibliotece uniwersyteckiej, pracowałam w Parku Kultury, a potem w centrali importu-eksportu chemikaliów. Niespodziewanie przyszedł do mnie list, iż powstaje pismo „Chiny” i iż proponują mi tam robotę. Bardzo się ucieszyłam. Tak zaczęła się moja kariera dziennikarska.

Znak 7/2025

Niestety, gdy po kilku latach stosunki dyplomatyczne Polski z Chinami się popsuły, pismo zostało zlikwidowane i powstało na jego miejsce czasopismo „Kontynenty”, gdzie zaproponowano mi dział Ameryki Łacińskiej. Powiedziałam, iż nie mam o tym pojęcia. „Nikt nie ma pojęcia” – usłyszałam w odpowiedzi i cóż, taka była prawda.

Zaczęłam się uczyć hiszpańskiego, który teraz jest moim drugim językiem. Dużo czytałam i w końcu ruszyłam w podróż do Ameryki Łacińskiej. Tym razem statkiem handlowym o romantycznej nazwie „Transportowiec”. Po kilku latach stałam się ekspertką od tego kontynentu, a z czasem dorobiłam się konsultanta. Był nim Ryszard Kapuściński, wówczas korespondent PAP-u w mieście Meksyku.

Pisarz również związany z „Kontynentami”.

– Tak, Rysiek dołączył do nich nieco później. Moja przygoda z „Kontynentami”, niestety, skończyła się po stanie wojennym, gdy przeprowadzano tzw. weryfikację i mój redaktor naczelny, Leon Onichimowski, wraz z jakimś dziennikarzem z Rzeszowa zadawali mi przykre pytania. W końcu okazali wielką łaskawość i powiedzieli, iż jestem jaka jestem, ale mnie weryfikują pozytywnie i mogę przez cały czas pracować w redakcji. Tyle iż ja już nie chciałam. Powiedziałam, iż nie wrócę do pisma, zwłaszcza iż zwolniono z niego moją przyjaciółkę Elżbietę Kotarską, która działała w Solidarności.

Była już Pani wtedy uznaną podróżniczką.

– Jeszcze zanim poznałam Tony’ego Halika, sama zwiedziłam prawie całą Amerykę Łacińską, i nie tylko. Brałam udział w licznych zjazdach Klubu Odkrywców (The Explorers Club), uczestniczyłam w kongresach latynoamerykanistów.

Miałam to szczęście, iż gdy zaczęłam być rozpoznawalna, dostałam roczne stypendium na pobyt w Peru. Postanowiłam jechać przez Meksyk, bo tam wtedy odbywał się wielki kongres podróżniczy Światowego Stowarzyszenia Latynoamerykanistów, na którym relacjonowano najnowsze odkrycia, o których chciałam napisać do „Kontynentów”. Ryszard Badowski zaproponował mi, iż jeżeli będę w Meksyku, to może zrobię wywiad z Tonym Halikiem. Miałam już wtedy uprawnienia operatorskie, wzięłam ze sobą kamerę Bolex Reflex i poleciałam do Meksyku. Zadzwoniłam do Halika, ale jego sekretarka odpowiedziała mi, iż go nie ma w domu, i poprosiła, żebym zostawiła swój numer telefonu.

Tyle iż w tym czasie w ambasadzie czekała na mnie depesza, w której napisano, iż zdymisjonowano minister kultury w Peru i anulowano moje stypendium. No to co robić? Trzeba wracać do Polski – pomyślałam.

Elżbieta Dzikowska – ur. 1937, podróżniczka, autorka książek, historyczka i kuratorka sztuki, sinolog, reżyserka i operatorka filmów dokumentalnych. Przez wiele lat z Tonym Halikiem współtworzyła kultowy program „Pieprz i wanilia”.

Idź do oryginalnego materiału