Dziennikarka w mekce pielgrzymów. „Powiem pani szczerze”

news.5v.pl 16 godzin temu
  • Przez cały rok do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej przybywa niemal 2 mln pielgrzymów. Także z zagranicy. Najczęściej z Francji i Włoch, a spoza Europy najwięcej ze Stanów Zjednoczonych
  • – Dużo się zmieniło – przekonuje Andrzej, który Kalwarię pamięta jeszcze z lat 60., gdy biegał po niej jako mały chłopiec. – Przedtem było więcej chat takich jak ta – pokazuje białą tuż obok. – Potem inne się pobudowały. Wcześniej domy były drewniane. Wkoło rynku też stały chaty.
  • – Religia i meble, myślę, iż to najtrafniejsze określenie Kalwarii – ocenia Amelka, nastoletnia mieszkanka o kolorowych włosach, która idzie przez miasto z dwiema koleżankami
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Kalwaria to według Słownika Języka Polskiego „zespół kaplic lub kościołów rozmieszczonych na pagórkowatym (ale nie zawsze) terenie, będących stacjami drogi krzyżowej” oraz „cierpienie lub okoliczności i miejsca z nim związane”.

– Słowo calvaria pochodzi z łaciny i oznacza, tak samo jak aramejska gulgoltâ i grecka golgota, czaszkę – tłumaczy dr hab. Elżbieta Bilska-Wodecka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka książki „Kalwarie europejskie”. – Na wzgórzu Golgota, poza murami Jerozolimy, dokonywano egzekucji skazańców i tam został ukrzyżowany Jezus. Mit głosi, iż na wzgórzu tym jest centrum świata i to tu znajduje się grób Adama. Krew Jezusa miała zatem zrosić czaszkę Adama i w ten sposób dokonać odkupienia grzechu pierworodnego.

Do drogi krzyżowej i odkupienia dojdziemy, a tymczasem Kalwaria Zebrzydowska to, jak mówią mieszkańcy, spokojne miejsce, gdzie wszystko jest blisko: sklepy, apteka, Wadowice i Kraków, ale tak szczerze – jak zauważa pracowniczka zakładu fotograficznego, która mieszka tu od dziecka – nie ma co robić, wieczorami to już w ogóle wszystko pozamykane, a i w dzień nic, jedynie spacerować.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Spaceruję więc po Kalwarii, przeszło czterotysięcznym miasteczku w województwie małopolskim, u podnóża góry Żar, nad rzeką Cedron. Idę ulicą 3 Maja, gdzie stare chaty stoją obok nowszych domów, a przed jednym z nich na ławce siedzą sąsiedzi, Danuta i Andrzej. On trzyma laskę w ręce, ona swoją oparła o ławkę, klucz od domu ma – w starym stylu – zawieszony na szyi.

– Dużo się zmieniło – przekonuje Andrzej, który Kalwarię pamięta jeszcze z lat 60., gdy biegał po niej jako mały chłopiec. – Przedtem było więcej chat takich jak ta – pokazuje białą tuż obok. – Potem inne się pobudowały. Wcześniej domy były drewniane. Wkoło rynku też stały chaty.

Dziś domy są z betonu, a na środku rynku stoi wyprostowany, dumnie wsparty na szabli Mikołaj Zebrzydowski. Mieszkańcy ufundowali mu ten pomnik, bo on w XVII w., jako wojewoda krakowski, ufundował im tu pierwszą w Polsce kalwarię. Dziś drogi są w niej asfaltowe, ale kiedyś, jak wspominają Danuta i Andrzej, były szutrowe.

– I wszędzie stolarze byli – mówi Danuta.

– Robiło się proste meble, stoły, krzesła, szafy, nie takie wymyślne rzeczy jak teraz – dodaje Andrzej.

Danuta w zakładzie meblarskim przepracowała 30 lat. Lakierowała, a to szkodliwy element tej pracy. Andrzej zaś robił meble – co było akurat modne, kredensy, witryny, potem meblościanki, a następnie zajął się renowacją antyków.

Anna Wyrwik / Tygodnik Przegląd

Danuta i Andrzej

Spaceruję po Kalwarii i te meble są wszędzie. Z kimkolwiek rozmawiam, pracuje w branży meblarskiej albo ktoś z jego rodziny jest w niej zatrudniony. Gdziekolwiek popatrzę, widzę reklamy zakładów meblarskich, są „meble”, „akcesoria meblowe”, „kuchnie”, „meble tapicerowane”, „łóżka i materace”, mogłabym od stanu deweloperskiego do końca tu dom urządzić, bo są też zasłony i firanki, mogłabym i agroturystykę urządzić, bo są choćby jacuzzi i sauny ogrodowe oraz modne dziś banie.

Na tym koniu jedziemy, iż rzeczy niszowe wykonujemy

Jeśli jechać do Kalwarii Zebrzydowskiej, to po meble. Pierwsze wzmianki o tutejszych stolarzach pochodzą z końca XVIII w. Pierwsza Parowa Fabryka Mebli to koniec wieku XIX. A 1920 r. to data powstania zakładu stolarskiego Ludwika Wypióra.

– Gdy wracałem ze szkoły, nie wchodziłem do domu, tylko od razu tam szedłem – mówi Janusz Wypiór, wnuk Ludwika i obecny właściciel warsztatu. Jednego z ponad 200 stolarskich w Kalwarii.

Warsztat jest przy domu. Właściciel chodzi w połatanych dżinsach, ma czerwone policzki i euforia w oczach, gdy rozmawia o pracy. Fach ma w ręku po wieloletnim przyuczaniu się w rodzinnym warsztacie i po nauce w znanym kalwaryjskim Zespole Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej. Ale także zapisany w genach, bo nie tylko dziadek Ludwik był stolarzem, ale i drugi dziadek oraz ojciec Stanisław.

– Produkowało się meble i w dużej części sprzedawało do Krakowa – opowiada Janusz. – Dziadek woził meble wozem. Gdy powstała kolej, każdy chciał mieszkać blisko stacji. Tata wybudował koło niej dom, więc wystarczyło tylko szafę zanieść do pociągu.

W warsztacie Wypiórów – bo jest nie tylko Janusz, ale również jego synowie i córka – leżą deski, narzędzia, słychać piłę i stukanie. Na środku stoi wielki regał na książki, który właśnie robią na zamówienie.

– Meble z Kalwarii cechuje trwałość i solidność – podkreśla Janusz. – Na tym koniu jedziemy, iż rzeczy niszowe wykonujemy. Fabrykant tego nie zrobi. My wychodzimy naprzeciw klientom i robimy, co chcą, detale, rzeźby. U nas wszystko można wybrać, od frezika do guzika. Wszystko można dopasować.

Warsztat Janusza słynie z tego, iż robią meble z litego drewna łączonego z płytami okleinowanymi naturalnym fornirem – głównie dąb i jesion, czyli te szlachetniejsze i mocniejsze gatunki, ale też orzech, czereśnia i gatunki egzotyczne.

Jerzy Ochoński / PAP

Klasztor Ojców Bernardynów, Sanktuarium Pasyjno-Maryjne w Kalwarii Zebrzydowskiej

– Lubię pracować z drewnem, bo jest wdzięczne w obróbce – mówi Janusz i wskazuje ciemne drewno stołu, przy którym siedzimy. To czarny dąb, który ma ok. 2-3 tys. lat. Powstaje w taki sposób, iż gdy woda podmywa dąb, on do niej wpada i zostaje zamulony. Dąb jako jedyne drzewo nie gnije, nie próchnieje i ktoś po setkach, tysiącach lat może go wykopać. A od starości robi się ciemny.

Janusz wyjaśnia, iż najczęściej wykonują meble dla klientów prywatnych z Krakowa i okolic, z innych części Polski też, czasem z zagranicy, Niemiec i choćby USA – ludzie potrafią czekać i po pięć miesięcy na mebel. Poza tym robią dla urzędów i magistratów, bo samorządowcy to dobry klient. Ostatnio też robili dla muzeum przy tutejszym klasztorze krzyże, ołtarze z czarnego dębu i obudowy na grzejniki.

Zanim jednak przejdziemy do spraw klasztornych, trochę o okolicy.

– U nas jest pięknie – zachwala Janusz. – Małopolska to chyba najlepszy region do życia. Może są tu drogie mieszkania i działki, ale mamy dostęp do wszystkiego. Są góry, jeziora, rzeki. Wokół Kalwarii jest piękna przyroda, blisko do Lanckorony, do Zakopanego na narty. Tak, fajnie się tu żyje.

To teraz o klasztorze.

Woda, motywacja i modlitwa

– Meble się wzięły od klasztoru – mówi Janusz. – Budowano klasztor, meble i ołtarze wykonywali głównie mistrzowie z Włoch, ale potrzebowali pomocników. Tak grupa mieszkańców nauczyła się stolarki.

Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej zostało założone w 1602 r. i jest najstarszą polską kalwarią.

– Kopiowanie jerozolimskich miejsc związanych z męką Pańską ma 600-letnią tradycję – opowiada dr hab. Bilska-Wodecka. – Rozpoczęli ją w XV w. hiszpańscy dominikanie. Ojczyzną wielkich założeń kalwaryjnych są Włochy. Szacuje się, iż w tej chwili w Europie jest ponad 1,8 tys. kalwarii różnego typu. Prócz kilkudziesięciu kalwarii w Polsce, Hiszpanii i Włoszech takie miejsca są w Austrii, Niemczech, Czechach, na Węgrzech, we Francji, w Belgii, w Chorwacji, Grecji, Portugalii, Rumunii… Budowano je, by wierni, jak podczas pielgrzymki do Jerozolimy, mogli otrzymać odpust.

Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej składa się z bazyliki Matki Bożej Anielskiej i klasztoru oo. Bernardynów. Obejmuje 42 kaplice i 6 km dróżek.

– W większości kalwarii kaplice są miejscem modlitwy tylko na poświęconych męce Pańskiej Dróżkach Pana Jezusa – zaznacza dr hab. Elżbieta Bilska-Wodecka. – Tutaj są jeszcze Dróżki Matki Bożej, jak również – to jedyna taka kalwaria na świecie – Dróżki za Zmarłych.

Od 1999 r. sanktuarium znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, od 2000 r. jest pomnikiem historii Polski.

Spaceruję po okolicach klasztoru. O tym, iż na górze nad miasteczkiem coś się święci, wiadomo już na dole. Po całym mieście porozrzucane są ulice o katolickich nazwach, aleja Jana Pawła II, ulica kard. Mariana Jaworskiego, Klasztorna, św. Floriana czy Bernardyńska, przy której znajduje się zdrój uliczny dla pielgrzymów, czyli mały kran z wodą przy chodniku. W całym mieście są znaki kierujące do kolejnych kościelnych miejsc: klasztoru, seminarium czy domu pielgrzyma. A na rynku króluje wielki bilbord z Janem Pawłem II, „patronem Kalwarii Zebrzydowskiej”.

PAP/Art Service

Wielki Piątek. Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej (18.04.2025)

W bazylice trwa msza, na parkingu samochody na lokalnych rejestracjach i tych z sąsiednich powiatów, w konfesjonałach światło, bo pierwszy piątek, a w okolicy pojedynczy rowerzyści i turyści.

Przez cały rok do sanktuarium przybywa niemal 2 mln pielgrzymów – informuje mnie o. Tarsycjusz Bukowski OFM z Biura Prasowego Sanktuarium. – Przyjeżdżają z Polski i z zagranicy. Najczęściej z Francji i Włoch, a spoza Europy najwięcej ze Stanów Zjednoczonych. Gościmy też pielgrzymów z odległych stron świata, np. z Chin, Brazylii, Kostaryki, Filipin, Libanu, Japonii, Indii, Australii, Chile, Nikaragui, Portoryko czy Singapuru.

Spotykam parę emerytów, która przyjechała z Brzeska, by zobaczyć sanktuaryjną architekturę i poczuć ducha. Spotykam także parę nieemerytów, która przyjechała z Żywca, bo mają urlopy i chcieli skorzystać z dnia, gdy w Kalwarii jest spokojnie, ładna pogoda i drogę krzyżową w godzinę zrobili. Jak będą na emeryturze, będą przyjeżdżać częściej. I spotykam Dorotę, która przyjechała ze Starego Sącza. Spokojny głos, na głowie coś na kształt turbanu, kanciaste, duże okulary słoneczne.

– Od dziecka tu przyjeżdżam – mówi. – To jest wyjątkowe miejsce! Chodzę po dróżkach do Pana Jezusa i Matki Bożej. To wzmacnia duchowo. Przyjeżdżam też w Wielkim Tygodniu i 15 sierpnia. Powiem pani szczerze, iż gdy w tamtym roku byłam w sierpniu, takie upały były, gorąco, zastanawiałam się, czy dam radę przejść całą drogę. Dałam radę i byłam z siebie dumna. Najważniejsze są woda, motywacja i modlitwa. Poradziłam sobie i byłam szczęśliwa.

Dorota wybiera się także na Misterium Męki Pańskiej, które odbędzie się w Wielki Piątek.

– Wstaję o piątej rano. Potem tyle godzin trzeba iść. Człowiek na początku jest słaby, ale przez te dróżki wzmacnia ducha i jest szczęśliwy. Na drugi dzień naprawdę bardzo dobrze się czuję.

W tym roku jeszcze dubajskie jaja

Jeśli jechać do Kalwarii Zebrzydowskiej, to po odpust. Najbardziej popularne są, tak jak wspomniała Dorota, 15 sierpnia i Wielki Piątek.

– Na tygodniowe uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w 2024 r. przybyło do nas ponad 150 tys. osób – wylicza o. Tarsycjusz Bukowski. – Najwięcej pielgrzymów przybywa w Wielkim Tygodniu. W zeszłym roku było ok. 170 tys., a w sam Wielki Piątek na dróżkach kalwaryjskich modliło się 85 tys. wiernych.

Na bramie sanktuarium znajduje się plan wydarzeń Wielkiego Tygodnia, wśród nich Misterium Męki Pańskiej, czyli coroczna inscenizacja wydarzeń znanych z Ewangelii (kolejny element wyróżniający tę kalwarię na tle innych). W Niedzielę Palmową jest „Wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy” i „Wypędzenie przekupniów”, w środę „Uczta u Szymona”, „Posiedzenie Wysokiej Rady” i „Zdrada Judasza”, w czwartek „Umycie nóg apostołom” i „Wieczorny sąd u Kajfasza”. W piątek wierni startują o szóstej rano „Porannym sądem u Kajfasza”, następnie jest „Dekret Piłata” i najważniejsze, czyli droga krzyżowa.

– Z czwartku na piątek otwieramy około trzeciej rano i siedzimy do wieczora – mówi Magdalena Kastelik, która wraz z siostrą, Barbarą Bielą, od pięciu lat prowadzi kawiarnię i cukiernię Sisters Cake. Z pasji do pieczenia. – Same na misterium nie idziemy, bo przed świętami mamy bardzo dużo pracy.

– Przygotowujemy ciasta, mazurki, babki cytrynowe, baranki wielkanocne, pierniczki w kształcie kaczuszek czy zajączków, a w tym roku jeszcze dubajskie jaja – dodaje Basia i pokazuje mi jajo z czekoladą dubajską. – Do tego przyjmujemy turystów. Odpoczywamy dopiero w sobotę po południu, od drugiej. Wtedy padamy z nóg.

Siostry są ubrane w czerwone fartuchy z logo cukierni, w której jest kilka stolików, bar, obok zamrażarka z lodami na gałki, a za barem półki z naczyniami, menu na tablicy i krzyż na ścianie. Magda i Basia mówią, iż największy ruch mają w weekendy oraz właśnie w Wielkim Tygodniu i w sierpniu. Wtedy turyści przychodzą już w nocy. Kalwaria w ogóle na nich zyskuje. Kawiarnie, restauracje, noclegi. To, iż tu przyjeżdżają turyści, Magda uważa za jeden z największych plusów miasta. Bo tak to cicho i spokojnie. pozostało Festiwal Ogórka Kalwaryjskiego. Wzięło się to z tradycji kiszenia ogórków podczas odpustów i sprzedawania ich pielgrzymom. Na mieszkańców Kalwarii Zebrzydowskiej mówiło się „Ogórcorze”. W Sisters Cake można kupić ciasto ogórkowe.

Wyjechać

– Religia i meble, myślę, iż to najtrafniejsze określenie Kalwarii – ocenia Amelka, nastoletnia mieszkanka o kolorowych włosach, która idzie przez miasto z dwiema koleżankami.

Kalwaria żyje tymi meblami i wydarzeniami religijnymi. Gdy pytam o inscenizację, ludzie mówią o Jezusie, a konkretnie o tym, iż odgrywający go mężczyzna do Jezusa jest bardzo podobny, „totalnie dobrany”, bo ma długie włosy i brodę, jak Jezus. Według jednych te włosy są jasnobrązowe, według drugich ciemnobrązowe, cerę ma białą, choć ktoś mówi, iż nie za jasną, tylko śniadą trochę, ale nie za ciemną. No, taką jak Pan Jezus.

Tygodnik Przegląd

Niektórzy narzekają, iż trochę uciążliwe są te uroczystości, bo tłumy, bo pozamykane ulice i korki, ale większość zamyka wtedy swoje sklepy czy zakłady i rusza na kalwarię.

– Co roku jesteśmy na misterium – mówi Janusz Wypiór. – To w naszej okolicy duże wydarzenie. Cała Kalwaria Zebrzydowska jest wtedy pełna. Nie ma gdzie samochodu postawić. Dlatego jeździmy z żoną na motorku. Dla nas to też może coś innego, bo do klasztoru chodzimy częściej, czasem na jakieś koncerty i inne wydarzenia. Człowiek się uwiązał. Tata mnie za rękę tam prowadził, jak byłem mały, i na skarbonce mnie sadzał na mszy przy ołtarzu.

– Jestem osobą niewierzącą, podobnie jak wielu moich znajomych, więc nie uczestniczę w religijnych uroczystościach – przyznaje Amelka. – Dla nas nie mają one większego znaczenia. Bardziej dla starszych i tych religijnych. Myślę, iż te wydarzenia zawsze tu będą, bo klasztor jest znany i jest na liście UNESCO — dodaje.

– Chcesz tu zostać czy wyjechać? – pytam.

– Wyjechać – odpowiada szybko. – Do większego miasta na studia.

Idź do oryginalnego materiału