Dzień Gniewu: Palestyńczycy nie mogą winić nikogo poza sobą

chrzescijanin.pl 5 godzin temu
Photo Credit: CBN News, Jonathan Goff

W tym tygodniu palestyńscy Arabowie oraz ich zwolennicy na całym świecie ogłosili kolejny „Dzień Gniewu”. Ponownie. Te „Dni Gniewu”, obok „Dnia Nakby”, stanowią pretekst do mobilizacji wsparcia dla palestyńskich Arabów. Moje serce tonie – nie z powodu strachu, ale z głębokiego smutku, który wywołuje moralne bankructwo, jakie ujawniają.

Ta fraza, przesycona jadem i podżeganiem, nie jest wezwaniem do sprawiedliwości, pokoju czy postępu. To orgia gniewu, gloryfikacja zniszczenia oraz ostre przypomnienie o ponadczasowej porażce palestyńskich przywódców arabskich, którzy nigdy nie zbudowali niczego znaczącego dla swojego narodu. Zamiast wspierać nadzieję, sprzedają winę, utrwalają i celebrują przemoc, burząc to, co inni pieczołowicie stworzyli – zarówno w Izraelu, jak i na zachodnich kampusach oraz w miastach.

To sprawiło, iż palestyńscy Arabowie pogrążyli się w cierpieniu. Ich nieustanne obwinianie Izraela za wszystkie problemy stało się ich dziedzictwem. Niestety, to dla nich odpowiednik Super Bowl – jedyne wydarzenie, które wyróżnia ich „kulturę” jako odrębną grupę etniczną.

„Dzień Gniewu” nie ma na celu budowania szkół, szpitali czy infrastruktury dla długoterminowego dobrobytu. Chodzi o skierowanie wściekłości – często z użyciem przemocy – przeciwko Izraelowi, narodowi żydowskiemu oraz każdemu, kto ośmiela się wspierać prawo państwa żydowskiego do istnienia. Organizatorzy, niezależnie od tego, czy to Hamas, Autonomia Palestyńska, czy ich międzynarodowy zespół cheerleaderek, nie walczą o palestyńską państwowość czy dobrobyt; podsycają nienawiść, aby odwrócić uwagę od własnych niepowodzeń. Wykorzystują autentyczny ból do napędzania cyklu przemocy, zamiast oferować drogę do lepszej przyszłości.

Przez dziesięciolecia palestyńscy przywódcy arabscy zmarnowali niezliczone okazje do zbudowania czegoś wartościowego dla swojego narodu. Wielokrotnie wzbraniali się przed utworzeniem arabskiego państwa palestyńskiego, które, jak twierdzą, jest ich celem. Prawda jest jednak taka, iż bardziej interesuje ich zniszczenie jedynego państwa żydowskiego niż stworzenie kolejnego palestyńskiego państwa arabskiego.

Do Strefy Gazy, na Zachodni Brzeg Jordanu oraz do Autonomii Palestyńskiej (PA) napłynęły miliardy dolarów w międzynarodowej pomocy, a mimo to nie ma tam kwitnących miast, innowacyjnych gałęzi przemysłu ani tętniących życiem elementów społeczeństwa obywatelskiego. Zamiast tego obserwujemy rakiety wystrzeliwane ze Strefy Gazy, tunele wykopane w celu infiltracji i ataku na Izrael oraz kulturę, która gloryfikuje „męczeństwo” i śmierć ponad życie. PA nagradza terrorystów stypendiami, nadaje ulice i parki imionom tych, którzy zamordowali niewinnych, oraz indoktrynuje dzieci nienawiścią poprzez programy szkolne i media. To nie jest budowanie narodu; to jego niszczenie. To efekt minionych „Dni Gniewu” i kultury dżihadu, która je kontroluje.

W przeciwieństwie do tego, w 1948 roku naród żydowski, wyłaniając się z popiołów Holokaustu, założył państwo na skrawku ziemi otoczonym przez wrogów. Dzięki uporowi, pomysłowości i wierze zamienili pustynię w pola uprawne, zbudowali światowej klasy uniwersytety i stworzyli ekosystem technologiczny, który rywalizuje z Doliną Krzemową. Sukces Izraela nie jest dziełem przypadku; to rezultat ludzi, którzy zdecydowali się budować, a nie obwiniać, tworzyć, a nie niszczyć. W obliczu przeciwności losu – wojen, bojkotów, terroru – Izraelczycy zareagowali odpornością, innowacyjnością i zaangażowaniem w życie. Z kolei palestyńscy przywódcy arabscy zaprzepaścili każdą szansę na naśladowanie tego, wybierając zamiast tego obwinianie Izraela za swoje nieszczęścia.

„Dzień Gniewu” uosabia ten sposób myślenia. Jest to spektakl mający na celu odwrócenie uwagi od korupcji i niekompetencji palestyńskich przywódców arabskich, przerzucając winę na istnienie Izraela jako domniemanego źródła wszelkiego zła. Ich zwolennicy, zajmujący przestrzeń publiczną na całym świecie, koncentrują się wyłącznie na zniszczeniu Izraela, co cofa sprawę ludzi, w imieniu których rzekomo protestują.

Nie ma znaczenia, iż Izrael całkowicie wycofał się ze Strefy Gazy w 2005 roku, pozostawiając po sobie szklarnie i infrastrukturę, które mogłyby stać się fundamentem palestyńskiego raju nad Morzem Śródziemnym. Te szklarnie zostały splądrowane i zniszczone, a ziemia przekształciła się w wyrzutnię rakiet. Nie ma znaczenia, iż Izrael wielokrotnie proponował układy pokojowe – Camp David w 2000 roku, Taba w 2001 roku, oferta Olmerta w 2008 roku – wszystkie zostały odrzucone lub zignorowane. Palestyńscy przywódcy arabscy nie pragną pokoju; chcą wiecznego żalu, aby uzasadnić swoje istnienie i zmobilizować masy.

Jeśli kiedykolwiek istniał prawdziwy powód do Dnia Gniewu, to jest to właśnie teraz.

Ta obsesja ma realne konsekwencje. Arabskie dzieci w Palestynie dorastają w świecie, w którym ich bohaterami są zamachowcy-samobójcy, a nie naukowcy czy przedsiębiorcy. Ich gospodarka podupada, ponieważ ich przywódcy stawiają dżihad ponad miejsca pracy. Ich szpitale rozpadają się nie dlatego, iż Izrael wstrzymuje pomoc, ale dlatego, iż fundusze są przekierowywane na broń i tunele, które są ukrywane w i pod szpitalami, zamiast służyć ratowaniu życia.

A jednak świat pije Kool-Aid „Dnia Gniewu”. Aktywiści pro-Hamas w zachodnich miastach i na kampusach skandują hasła o ludobójstwie, których nie rozumieją, wymachując flagami państwa, które nigdy nie istniało. Ignorują odrzucenie, antysemityzm i ucisk własnego narodu przez przywódców Arabów palestyńskich. Nie dostrzegają, iż statut Hamasu wzywa do zniszczenia Izraela i mordowania Żydów, ani iż polityka Autonomii Palestyńskiej „płać za zabijanie” zachęca do terroru. Widzą tylko wady Izraela, wyolbrzymione przez pryzmat wybiórczego oburzenia, jednocześnie usprawiedliwiając lub romantyzując palestyńską przemoc arabską jako „opór”.

Ten podwójny standard jest formą moralnego bankructwa. Gdyby świat naprawdę troszczył się o palestyńskich Arabów, domagałby się odpowiedzialności od ich przywódców. Zastanawiałby się, dlaczego miliardy dolarów pomocy nie przyniosły żadnego postępu. Zamiast tego umożliwia mentalność „Dnia Gniewu”, dając przepustkę tym, którzy utrwalają cierpienie palestyńskich Arabów, jednocześnie demonizując Izrael za obronę.

Nie cieszę się z tej rzeczywistości. Modlę się o dzień, w którym palestyńscy Arabowie będą mieli przywódców, którzy wybiorą życie, którzy będą budować szkoły zamiast tuneli terrorystycznych, którzy nauczą swoje dzieci marzyć, a nie nienawidzić. Modlę się o dzień, w którym palestyńscy Arabowie będą mieli przywódców, którzy wybiorą życie, którzy będą budować szkoły zamiast tuneli terrorystycznych, którzy nauczą swoje dzieci marzyć, a nie nienawidzić.

Do tego czasu każdy „Dzień Gniewu” jest przypomnieniem tego, co mogło być, i ostrzeżeniem przed moralną otchłanią, która pochłania tych, którzy wybierają nienawiść zamiast nadziei. Gdyby świat naprawdę troszczył się o palestyńskich Arabów, domagałby się odpowiedzialności od ich przywódców.

Autor: Jonathan Feldstein
Źródło: Christian Post

Idź do oryginalnego materiału