
Często bez butów, w podartych ubraniach, z młodszym rodzeństwem na plecach… a jednak tak bardzo radosne i uśmiechnięte. Spragnione obecności – tej najzwyklejszej, a jakże potrzebnej do szczęśliwego dzieciństwa. Wiele z nich nie ma domu. Wiele spędza noce na ulicy.
Codziennie rano obserwuję, jak oratorium Don Bosco zapełnia się dziećmi, które chcą się uczyć i szukają w nim nadziei na lepsze jutro. Niedawno rozpoczął się nowy rok szkolny. choćby ci najmłodsi uczniowie założyli mundurki i z zapałem zasiedli w szkolnych ławkach. Bardzo ich podziwiam. Często muszą pokonać wiele kilometrów, by dotrzeć do szkoły, a ich dni są naprawdę intensywne. Mimo to nie tracą motywacji, bo wiedzą, jak ważna jest dla nich edukacja.
Ostatnio myślę sobie, iż już chyba przestałam porównywać. Jedyny obraz dzieci, jaki mam teraz przed oczami, to ten z Madagaskaru. Można powiedzieć, iż trochę się już do niego przyzwyczaiłam. Chociaż bywają momenty, gdy tutejsza rzeczywistość bardzo mocno do mnie dociera, a w głowie pojawia się milion pytań: dlaczego? dlaczego małe dzieci doświadczają tego, czego choćby dorośli nie powinni… dlaczego nikt się nimi nie interesuje… dlaczego brak im miłości…
Na początku września byłam świadkiem, jak do Domu Magone przyprowadzono kilku nowych chłopców. Chyba dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wielką szansą jest dla nich to miejsce i jak wiele dobra się tu dzieje. Chłopcy, którzy wcześniej spali na śmietniku, teraz mają swoje łóżko, kubek, szczoteczkę; mają, co jeść; nie jest im zimno. A nade wszystko – mają rodzinę. Za każdym razem rozczula mnie to, jak chłopcy wzajemnie o siebie dbają, troszcząc się, by żadnemu niczego nie zabrakło. Jestem niesamowicie wdzięczna, iż mogę z nimi być…
Często wieczorami myślę też o tym, gdzie dzisiaj będą spać chłopcy z programu EDR. Nie znajdując odpowiedzi, po prostu biorę do ręki różaniec i proszę Boga, by ich dzisiaj utulił, a noc nie była zbyt zimna. Proszę, byśmy następnego poranka znów mogli się zobaczyć.
Karolina Ogórek
pracuje w Fianarantsoa na Madagaskarze
Jednym z zadań Karoliny na placówce misyjnej jest nauczanie angielskiego w szkole. Jak idzie jej ta praca? O tym możecie przeczytać z krótkiej relacji współwolontariusza Bartka Strukowskiego:
Karolina świetnie się odnajduję w roli tutejszej nauczycielki, ma wspaniały kontakt z dziećmi, jej lekcję są bardzo urozmaicone, oprócz przepisywania treści z tablicy jest dużo interakcji: czytanie dialogów z podziałem na role, rozwiązywanie zadań przy tablicy do których uczniowie chętnie się zgłaszają, seria szybkich pytań i odpowiedzi, a czasem choćby zabawy i konkursy drużynowe. Sobie też potrafi urozmaicić nauczanie, kiedy to spontanicznie każe dzieciom powtarzać polskie słówka lub zdania typu “Brzęczyszczykiewiecz”, czy “stół z powyłamywanymi nogami”, efekty są bardzo zabawne dla obu stron. Oprócz tego potrafi wyczuć aktualną atmosferę grupy i odpowiednio dostosować zajęcia, co jest bardzo cenną umiejętnością. Uczę się od niej jak uczyć, choć nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek osiągnął jej poziom.









