Zawieszony na pniu symbol religijny ocalił już niejedno drzewo. Bywa, iż te pomnikowe drzewa zawdzięczamy właśnie komuś, kto przyszedł do lasu i z sobie tylko znaną intencją postanowił zawiesić kapliczkę.
Rapsody pisze się ku pamięci bohaterów. To utwory, w których sławi się ich wielkie czyny w żałobnym tonie. W czasach, kiedy wciąż wycina się często stare, a choćby pomnikowe drzewa – gdy tyle mówi się o tym, iż bez nich nie przetrwamy coraz bardziej ekstremalnych zjawisk pogodowych – to drzewom powinno się zadedykować rapsod.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
„Święte drzewa”
Na niewielkim prowincjonalnym cmentarzu, gdzie znajdują się groby wielu moich przodków, rosły piękne sosny. Jeszcze jako dziecko orientowałem się w topografii tej nekropolii właśnie dzięki drzewom. Od kilku lat sosen niestety ubywa. Zostają tylko płaskie placki pniaków. Drzewa zaczęły przeszkadzać. A przecież nieżyjący już dziś dziadek i babcia zawsze zachwycali się tymi drzewami. Kiedy jeździli porządkować mogiły, w skwarne letnie dni, kryli się w cieniu sosen. Drzew obok grobów mojej rodziny już nie ma. Odkąd zniknęły z kilku miejsc, dłużej zajmuje mi szukanie miejsca spoczynku Węcławskich, Gniecieckich i Zadykowiczów. Trochę sosen wciąż się trzyma. Jeszcze zdają się szumieć z nadzieją, iż nikt ich nie wytnie.
Nie ma też drzewa, które rosło w miejscu, gdzie zaraz po drugiej wojnie światowej bandyci powiesili brata mojej babci. Nikt nie odważył się tego drzewa wyciąć. Dopiero wraz z przebudową drogi i budową ścieżki rowerowej po drzewie nie zostawiono choćby śladu.
W moim rodzinnym mieście najbardziej znany Cmentarz Farny zawsze kojarzył mi się z parkiem. Bo ta nekropolia jest de facto terenem zielonym. Wciąż znajdziemy tam piękne drzewa, choć nie zawsze rodzime. Część zadrzewiona cmentarza jest zieloną wyspą na mapie miasta – wiosną rozbrzmiewa tam śpiew ptaków. Ale również w pozostałe pory roku w koronach drzew tętni dzikie życie.
Myślę sobie, iż takie drzewa na cmentarzu, które często są dużo starsze niż ja, oswajają nas z momentem odchodzenia bliskich nam ludzi. Miałem w rodzinie osoby, które prosiły o to, żeby spoczęły pod drzewami, daleko od ulicy. Opowiadała mi o nich moja babcia. Nie zawsze to się udawało. Może czuli się bezpieczniej, kiedy wypowiadali w litanii ostatnich życzeń prośbę o spoczynek w cieniu drzewa.
Drzewa od wieków bywały uznawane za święte. W Puszczy Knyszyńskiej wciąż można takie egzemplarze znaleźć. Są to najczęściej sosny, na których wieszano i wciąż wiesza się krzyże oraz kapliczki. Różne były intencje podobnych wotów zawieszanych w lesie. Ktoś dziękował, ktoś inny prosił lub upamiętniał kogoś lub coś. Im starsze kapliczki, tym mniejsza szansa na znalezienie adekwatnej odpowiedzi.
Zawieszony na pniu symbol religijny ocalił już niejedno drzewo. Bywa, iż te pomnikowe drzewa zawdzięczamy właśnie komuś, kto przyszedł do lasu i z sobie tylko znaną intencją postanowił zawiesić kapliczkę. Podobno znany polski przyrodnik, profesor Władysław Szafer, miał jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym wieszać krzyże na starych drzewach w przekonaniu, iż w ten sposób zapewnia im pewien rodzaj nietykalności.
Wojna z drzewami
Drzewa są do dziś ostańcami dawnych architektonicznych założeń i krajobrazu kulturowego. Często jest tak, iż nie ma już zabudowy, w którą były wpisane, a one przetrwały, wytyczając linie dawnego układu założeń dworskich, osad, pojedynczych gospodarstw. Bywa, iż wyrastają nagle pośród pól, jak wyspy, kryjąc w sobie resztki fundamentów. Otulają też drogi i podróżujących nimi ludzi, bo był czas, kiedy drzewami obsadzano pobocza.
Podobno znany polski przyrodnik, profesor Władysław Szafer, miał jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym wieszać krzyże na starych drzewach, w przekonaniu, iż w ten sposób zapewnia im pewien rodzaj nietykalności
Paweł Średziński
Wydaje się, iż tyle różnych kontekstów – nie tylko tych przyrodniczych, związanych z adaptacją do zmian klimatu, ale również z kulturą, historią, naszymi dziejami – skrywają w sobie drzewa. A mimo tego nie mogą liczyć na łagodne traktowanie, choćby w czasach, kiedy człowiek wie już więcej i ostatnią rzeczą, jaką powinien robić, jest wycinka.
Nie tak dawno w całej Polsce rozgłos zyskał starosta sokólski, który ogłosił, iż miejsce drzew jest w lesie, a nie przy drogach. Zapowiedział w swoim powiecie wielką wycinkę wzdłuż dróg – drzewa nazwał choćby chwastami. Oskarżył je też o to, iż z ich powodu jest niebezpiecznie na drodze. W końcu, idąc tropem tych przemyśleń, ludzie nie jeżdżą już furmankami, mają samochody, a wielu kierowców za nic ma ograniczenia prędkości. To nic, iż łamią przepisy. To drzewa są winne temu, iż rozbijają się na nich kierowcy, którzy nie przestrzegają zasad ruchu drogowego.
Nie jest to pierwsza wycinka drzew, która odbywa się w gminach powiatu sokólskiego. W 2022 roku historyczka sztuki, doktor Aneta Kułak, zabrała mnie do Siderki. Droga, która była obsadzona przez dawnych właścicieli pobliskiego majątku, również miała zostać oczyszczona z drzew, czy jak wolą lokalni decydenci: z „chwastów”!
Z pewnością znajdzie się grupa osób, która popiera postulat wycinki. Pomysły na pozbycie się drzew nie powstają znikąd w umysłach samorządowców. Nie jest to przecież wyłącznie przejaw ludzkiej ignorancji. Co tak naprawdę sprawia, iż ludzie nie lubią drzew?
Parę lat temu rozmawiałem z osobą zajmującą się ochroną środowiska w jednej z polskich gmin. Mówiła mi, iż powody, które zgłaszają wnioskodawcy wycinki, bywają bardzo różne. Komuś przeszkadzają ptaki przesiadujące na gałęziach, bo „brudzą” i są „głośne”. Nie ma mowy o kompromisie, o ewentualnym przycięciu gałęzi. Różne też bywają sposoby pozbycia się drzewa, jeżeli zgody na ich wycięcie wnioskodawca nie otrzyma. Wobec odmownej decyzji zdrowe drzewa mogą nagle uschnąć.
Trudno być drzewem w mieście
W miejskiej przestrzeni trudno przetrwać jako drzewo, a jeszcze trudniej zostać pomnikiem przyrody. Wróćmy znów do mojego rodzinnego miasta – Białegostoku. W 2023 roku okazało się, iż miejscy radni ustanowili dąb szypułkowy przy ulicy Młynowej pomnikiem przyrody. Osobiście bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła. I tu chciałoby się postawić kropkę, w końcu paroletnie starania przyniosły skutek. A jednak nic bardziej mylnego. Okazało się, iż urząd wojewódzki unieważnił tę uchwałę, wskazując, iż stwierdzono „brak wyjaśnienia przyczyn nieprzeprowadzenia konsultacji w sprawie, mającej istotny wpływ na funkcjonowanie społeczności lokalnej”.
Z kim miałyby zostać przeprowadzone te konsultacje? Może należałoby się najpierw przejść w to miejsce i rozejrzeć wokół dębu? Zobaczyć, co tam już „wyrosło” i „wyrasta”… Zieloną tabliczkę z adnotacją – pomnik przyrody – którą udało się jeszcze zawiesić na drzewie, można już uznać za niebyłą.
- Marek Kita
Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Wiele wskazuje również na to, iż żałobny rapsod trzeba będzie rozpisać ku pamięci drzew z Lasu Solnickiego w Białymstoku. Ten obszar leśny, który od południa otula miasto, jest przedmiotem sporu. A spór toczy się o lotnisko. I to nie takie lotnisko, które będzie obsługiwać połączenia międzynarodowe – na to ów port będzie za mały choćby po planowanej wycince. Drzewa zostaną wycięte, bo miasto Białystok twierdzi, iż drzewa blokują drogę startową na lotnisku na całej jego długości – a więc łącznie na odcinku 1350 metrów.
O Las Solnicki od paru dobrych lat upomina się Małgorzata Grabowska-Snarska ze Stowarzyszenia Okolica. Osoby z tej organizacji alarmują, iż „urzędnicy zaplanowali wycięcie aż 80 ha lasu wokół lotniska Krywlany. 35 ha przeznaczono do bezwzględnego usunięcia, a kolejne 45 ha do wycinki lub regulacji. W sumie daje to powierzchnię około 60 boisk piłkarskich. To tak, jakby z mapy miasta zniknął Pałac Branickich wraz z ogrodami, park Planty, park Konstytucji 3 Maja oraz duża część Lasu Zwierzynieckiego. Właśnie tylu terenów zielonych zostaną pozbawieni mieszkańcy miasta, jeżeli dojdzie do wycinki”.
Stowarzyszenie Okolica nie poddaje się i będzie o Las Solnicki dalej walczyć. Ma w tym wiele racji – to jeden z kilku miejskich lasów w Białymstoku, który pod względem lesistości nie znajduje się w czołówce miast wojewódzkich. Dlatego każdy skrawek zieleni jest ważny. Bez drzew sobie nie poradzimy. Spieszmy się nie tylko je kochać, bo gwałtownie odchodzą, ale również zainteresujmy się losem tych, które rosną w naszym sąsiedztwie i nie gódźmy się na ich wycinanie.
Tym bardziej, iż choćby jeżeli drzewo pozornie wydaje się być dla nas przeszkodą, to można temu zaradzić. Za każdym razem przypominam sobie piękne sosny, które stały na linii ogrodzenia jednej z posesji, na krawędzi uroczyska Jaroszówka w Białymstoku. Właściciele nie wycięli ich, tylko otoczyli płotem, tworząc półkola w miejscach, gdzie drzewa rosły na granicy działki.
Bardzo bym nie chciał pisać żałobnych rapsodów ku pamięci wycinanych drzew, które giną z rąk ludzi. Tych, które powinny rosnąć, dając nam schronienie w skwarne dni, obniżając lokalnie temperaturę, stając się mikrosiedliskiem i ostoją wielu gatunków zwierząt. Tyle już betonu wylano w całej Polsce, iż nie warto wycinać kolejnych drzew. Często starych, czasami pomnikowych.
Rozwój w dobie globalnego ocieplenia nie powinien oznaczać wycinek w miastach, a wręcz przeciwnie – wymaga zachowania każdego drzewa. Tego wszystkim drzewom – w miastach, poza nimi, przy drogach – życzę. Zbyt pusto i smutno będzie bez was.
Przeczytaj również: Nasz sąsiad bóbr