Drenda: Rola „ostatniego sprawiedliwego” jest chwytliwą rolą

18 godzin temu
Zdjęcie: Olga Drenda


Wystarczy przedstawić siebie jako kogoś znienawidzonego czy prześladowanego, by ktoś to kupił z miejsca – pisze na łamach „Tygodnika Powszechnego” Olga Drenda.

W swoim nowym felietonie na łamach „Tygodnika Powszechnego” Olga Drenda wspomina o twórcach, którzy byli kiedyś „odważni i nowatorscy, a czasem po prostu bardzo solidni w swojej robocie”, a potem „coś się zmieniało. Ktoś nie docenił pracy, ktoś odmówił, ktoś odrzucił pomysł, z kimś nie ułożyła się rozmowa. […] człowiek popadał w otchłań rozpamiętywania realnej lub zupełnie subiektywnej porażki”.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

„Najgorzej wpływało to na twórczość, która stawała się jednocześnie ksobna, wycofana, enigmatyczna i jadowita, niezrozumiała i, niestety, niedobra” – czytamy.

„Dla takich ludzi nastały dziś czasy pod pewnym względem pomyślne” – uważa Drenda. „Wielu jest bowiem skłonnych kibicować im albo dawać wiarę bez sprawdzenia. […] Wystarczy jedynie przedstawić siebie jako kogoś znienawidzonego czy prześladowanego, twierdzić, iż ktoś się na nas uwziął, albo być uparcie i wiecznie na nie, by ktoś to kupił z miejsca”.

Zdaniem felietonistki „Tygodnika Powszechnego” „rola «ostatniego sprawiedliwego» jest także chwytliwą, pokupną, ale niewątpliwie – rolą. Kto raz się w niej odnajdzie, zaczyna znajdować w niej upodobanie, jakby grał rolę tego jedynego grzesznego, ale prawdomównego policjanta czy prawnika w skorumpowanym na amen mieście. A to z pewnością daje wiele satysfakcji, a już na pewno przekonanie o doniosłości własnych dokonań”.

DJ

Idź do oryginalnego materiału