Spełnione marzenie
Panie Vasylu, jak Pan świętował swoje 74 urodziny?
Don Vasyl Szmidt*: Jestem w takim wieku, iż każdego dnia dziękuję Panu Bogu za to, iż żyję, iż jestem zdrowy. Do momentu tragedii smoleńskiej zawsze świętowałem urodziny dość hucznie, ale od momentu tej strasznej tragedii świętuję dość skromnie, ponieważ nie wypada by w dniu, w którym zginęło tak dużo ludzi świętować uroczyście i bawić się. Dnia 10 kwietnia też swoje urodziny świętuje jeden z moich wnuków – Oskar.
W połowie lutego 15 lutego 2023 roku wystąpił Pan podczas audiencji generalnej i zaśpiewał Pan dla papieża Franciszka. Jakie emocje wzbudził w Panu tamten szczególny koncert?
Dzień 15 lutego 2023 już na zawsze będzie bardzo istotną datą w moim życiu, ponieważ był to dzień, w którym spełniło się moje marzenie, aby móc zaśpiewać dla Ojca Świętego w Watykanie. Dla mnie było to wielkie przeżycie nie tylko artystyczne, ale i duchowe.
Cygański tabor
Dziś nie tęskni Pan do dawnych lat, kolorowych taborów, beztroskiego dzieciństwa?
Miałem czternaście lat kiedy było zakończenie wędrówki taborów w 1964 roku, pamiętam czasy kiedy wędrowaliśmy od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka. Kiedyś Cyganie byli inni – nie byli tacy zachłanni, pyszni, dlatego, iż wszyscy byliśmy biedni. Potrzebowaliśmy tylko pościele i jedzenie. Nie były nam potrzebne złote szafy, bo by do wozu nie weszły (śmiech). Byliśmy naprawdę braćmi, nie wyróżniało nas ani bogactwo ani wykształcenie. A kolorowe tabory mam na swojej posesji, są piękną ozdobą, która nieraz skłania do refleksji nad minionym czasem…
Co wtedy dawało Wam szczęście?
Szczęście dawało nam to, iż nie liczyliśmy dnia, godziny, roku… Żyliśmy dziś, a co będzie jutro to tego żeśmy nie wiedzieli.
Jak duży był Wasz tabor?
W naszym taborze było sześćdziesiąt, siedemdziesiąt wozów, i w naszym taborze mieliśmy króla – mojego dziadka rodzonego brata – dlatego tabor był tak duży.
Z jednej strony – beztroskie życie, fajnie, ale nigdy nie byliście głodni? W końcu w taborach było dużo dzieci. Co mieliście do jedzenia?
To, co Cyganka uprosiła czy wywróżyła. A czasami kurę ukradła (śmiech), ale ludzie byli na to przygotowani, iż jak nie dadzą tej kury to i tak sama ją weźmie (śmiech). W tym wszystkim jednak dominowało takie przekonanie, iż tam, gdzie się pojawiają Cyganie, to będzie szczęście.
O miłości cygańskiej – tej szczęśliwej i nieszczęśliwej – powstało wiele piosenek. Jak to z tą miłością było?
Mówi się, iż Cygan oszuka, skłamie, ale tak naprawdę Cygan w miłości nigdy nie skłamie. Cygańska miłość to raj. Dziewczyna, która była zakochana w Cyganie, wiedziała, iż za kilka dni już go nie spotka, bo wyjedzie z taborami, ale ponieważ wędrowali bez map – w końcu do tego samego miejsca powracali. Dziewczyna była szczęśliwa, iż Cygan zostawił po sobie ślad w postaci dziecka, które się pojawiło. A zdarzało się i tak, iż Cygan, który bardzo się zakochał – zostawał w tej rodzinie.
A Pan czuje się bardziej Cyganem czy Polakiem?
Przede wszystkim Polakiem. Jesteśmy – ja i moja rodzina – bardzo wdzięczni Polsce, bo dzięki Polakom zarabiam na chleb. Polacy bardzo lubią moją rodzinę, i mamy tego potwierdzenie w codziennym życiu.
Król muzyki romskiej
Jest Pan królem muzyki romskiej. Jak na co dzień wygląda Pańskie życie? Często zdarza się tak, iż ludzie zaczepiają Pana na ulicy, w restauracji, chcą porozmawiać?
Zawsze tak jest, kiedy się pojawiam. Ludzie mnie poznają, ale zdarza się też tak, iż komentują między sobą. Są i takie sytuacje kiedy podchodzą, proszą o autograf czy o zdjęcie. Całe życie się modliłem o to, aby zrobić karierę, więc mnie to nie przeszkadza jeżeli ktoś przychodzi do mnie z prośbą o autograf. To jest wpisane w mój zawód, który sobie wybrałem. Wręcz przeciwnie – jest to dla mnie przyjemność. Takich miłych sytuacji w codziennym życiu jest dużo, a moi fani i publiczność dają mi też fajną energię.
Kto był dla Pana muzycznym idolem?
Całe życie był śp. Jerzy Połomski, pani Irena Santor, ponieważ oni reprezentowali prawdziwą, polską muzykę i kulturę. Przy tym zawsze elegancko byli ubrani podczas koncertu. Jest bardzo dużo artystów, którzy są świetni, wybitni, mają wspaniałe głosy, tego nie można zataić albo powiedzieć, iż ja jestem najlepszy. To by było nieuczciwe.
Skąd tyle pokory?
To nie jest pokora, to jest stwierdzenie faktu. Trzeba być sprawiedliwym. Nie wolno kłamać. Człowieka się poznaje po tym jak mówi i jak śpiewa.
Są koncerty, które są dla Pana szczególnie ważne?
Nie, wszystkie są tak samo ważne, bez znaczenia czy gram na wiosce czy w Warszawie. Nie ma dla mnie znaczenia czy gram na wielkiej sali, czy w małej przestrzeni. Każdy mój koncert traktuję poważnie, dlatego, iż może być ktoś, kto się zna na tej muzyce, ktoś istotny choćby w tej małej grupie. Nigdy nie można sobie lekceważyć koncertów i dzielić ludzi.
To, iż poważnie traktuje Pan publiczność to widać od pierwszych minut kiedy pojawia się Pan na scenie…
Ci, którzy przychodzą na koncerty, znają moje piosenki. To są ludzie, którzy się interesują moją twórczością, często śpiewają i tańczą razem z nami. I czasami się zdarza, iż na ostatnią piosenkę wchodzą moi fani na scenę. Jest to wyjątkowy moment w całym koncercie.
Bóg na pierwszym miejscu
Jakie miejsce w Pańskim życiu zajmuje Pan Bóg?
Pierwsze.
Bez chwili zastanowienia?
U każdego Roma najpierw jest Pan Bóg, później: rodzice, starszyzna i rodzina.
Prawda to, iż kto śpiewa to dwa razy się modli.
Pewnie, iż tak.
Wiele się mówi o tym, iż dobro powraca. Pan sądzi, iż tak jest?
Tak, dlatego, iż wszystkim steruje nasz Pan, Ojciec Niebieski. Dobro powraca, a zło… też powraca.
„Liczy się to, żeby być dobrym człowiekiem”
Dlaczego udziela się Pan charytatywnie?
Szczególnie przed pandemią często występowałem w szpitalach, dla chorych. Kilka razy wystąpiłem w Bydgoszczy, w szpitalu onkologicznym. Widziałem, jak niektórzy ludzie płakali, ale cieszyli się chociaż przez chwilę, a wiedzieli przecież, iż mają już przeznaczone, iż pójdą do Pana Boga. Bardzo mi dziękowali. Mówili, iż dałem im radość. Poza tym ten Ciechocinek, w którym „zapuściłem korzenie”… Tutaj przeważnie są starsi, schorowani ludzie… W końcu jest to miasto uzdrowiskowe. Gram dla tych ludzi prawie co turnus, a gram po to, żeby przynieść im radość, a czasami może dać nadzieję? Ci, którzy tu przyjeżdżają, przeważnie chcą zobaczyć mój zespół, przyjść na nasz koncert.
Przychodzą też pod Wasz dworek?
Tak, chcą zobaczyć jak żyjemy, porozmawiać, zrobić zdjęcie. A ponieważ mieszkam trochę daleko od centrum Ciechocinka to jestem zaskoczony kiedy starsi ludzie przychodzą do nas na pieszo. Zawsze mówię: Taki kawał przeszliście. I zawsze odpowiadają: Panie Don Vasylu, być w Ciechocinku i nie zobaczyć Pana to jak jakby być w Rzymie i papieża nie zobaczyć (śmiech). To jest bardzo miłe.
Ludzie też pewnie chętnie się przed Panem otwierają?
Odpowiadają czasami swoje historie. Pamiętam, jak kiedyś jedna pani mówiła, iż czekała na Ciechocinek dwa lata. Wcześniej dostawała skierowanie do innych uzdrowisk, ale chciała koniecznie przyjechać do Ciechocinka, żeby przy okazji zobaczyć nas na żywo. Takich historii jest więcej, za każdym razem mnie poruszają.
Wróćmy jeszcze do występów w szpitalu onkologicznym. Bycie w takim miejscu wpływa na to, iż zmieniają się priorytety? Wtedy zaczynasz rozumieć, co naprawdę się w życiu liczy?
W życiu naprawdę liczy się to, żeby być dobrym, uczciwym człowiekiem. A reszta należy do Pana Boga, jak to oceni. Ludzie powinni żyć w przyjaźni jeden do drugiego, uśmiechać się na ulicach. Co chwile dzieje się coś niedobrego na tym świecie. Powinniśmy się szanować, kochać, a nie wykorzystać wzajemnie. To jest chyba najważniejsze, żeby też pozostawić po sobie dobre myśli, dobre słowa, dobrą opinię.
*Don Vasyl Szmidt – ur. 10 kwietnia 1950 roku. Król muzyki romskiej, autor tekstów i kompozytor. Autor czterech tomików poezji, pomysłodawca i organizator Międzynarodowego Festiwalu Piosenki i Kultury Romów. Lider zespołu Don Vasyl & Cygańskie Gwiazdy. Od ponad sześćdziesięciu lat występuje na scenie. 15 lutego 2023 wystąpił przed papieżem Franciszkiem. W Watykanie zaśpiewał piosenkę „Jedno jest niebo dla wszystkich”, której jest autorem.