Pewnie
dbasz o swój dom i przed świętami. Musisz wszystko dokładnie wyprzątać: umyć
okna, pościerać kurze, umyć podłogi, poodkurzać, przyrządzić smaczne potrawy,
bo goście przyjdą. O wszystko dbasz, tylko nie o to, co jest najistotniejsze w
świętach.
O
Jezusa.
To
On jest najważniejszym gościem, dla którego musimy wysprzątać mieszkania
naszych serc. Kto przyjmuje Króla na strychu? A ludzkie serca często wyglądają,
jak takie zakurzone strychy, na których ktoś pobieżnie posprzątał – czy
spowiedź 2 razy w roku albo choćby raz jest w stanie usunąć wszystkie brudy?
I
zamiast zabrać Jezusa do salonu, ty pewnie zaprowadzisz Go na strych, posadzisz
na jakimś starym krześle, między starą szafą, a rowerem, z sufitu będą zwisać
pajęczyny, a ty założysz maskę świetnej gospodyni albo świetnego gospodarza i zaproponujesz
Jezusowi coś do picia.
Potem
pójdziesz przygotować napój, ale tak naprawdę pójdziesz do swoich gości,
których posadzisz w salonie. Z nimi będziesz bawić się w najlepsze kilka
godzin, a w tym czasie Jezus będzie siedział sam na strychu.
Kiedy
goście wyjdą późno w nocy, ty przypomnisz sobie o Jezusie. Pójdziesz na strych,
ale Jezusa już nie będzie.
Wyjdzie
po cichu –zobaczy, iż nikt Go tu nie chce.
Tak
dzieje się co roku w bardzo wielu domach, być może też w twoim. W Świętach
Bożego Narodzenia już niestety przestaje chodzić o Jezusa. Ludzie pozornie
oczekują Jego przyjścia.
My
wszyscy coraz bardziej przypominamy ludzi z Betlejem. Nie mamy miejsca w
gospodzie – salonie, więc odsyłamy Maryję, Józefa i nienarodzonego Jezusa do
szopy, czyli na strych.
Ewelina Szot