Czy możliwy jest Donald Trump na tronie Piotrowym?

news.5v.pl 3 dni temu

Przeglądając w ostatnich tygodniach obcojęzyczne portale i strony internetowe, redagowane przez katolików i konserwatystów, natknąłem się kilka razy na podobne w wymowie teksty pisane przez komentatorów z różnych stron świata. Autorów łączyła jedna myśl: marzenie, pragnienie, życzenie, oczekiwanie (jakkolwiek byśmy to nazwali), by następnym papieżem został ktoś w rodzaju… Donalda Trumpa. Oczywiście, piszącym te słowa nie chodziło bynajmniej o kobieciarza, biznesmena czy egotyka na tronie Piotrowym, ale o kogoś, kto będzie miał odwagę dokonać tego, co wydaje się niemożliwe, czyli sprzeciwić się duchowi czasów, walcowi postępu i nieubłaganej rzekomo logice dziejów.

Uwadze wspomnianych komentatorów nie mógł umknąć fakt, iż już na początku swego urzędowania Trump zabronił finansowania aborcji (zarówno w kraju, jak i zagranicą) z funduszy federalnych, zniósł ograniczenia dotyczące manifestowania działaczy pro life przed klinikami aborcyjnymi, nakazał we wszystkich instytucjach państwowych definiować płeć według kategorii biologicznych, wstrzymał finansowanie wszelkich programów związanych z ideologią gender, rozwiązał agencję USAID sponsorującą na całym świecie setki lewackich projektów ideologicznych, zakazał operacji tranzycji osób nieletnich (czyli trwałego okaleczenia dzieci przez lekarzy), zabronił biologicznym mężczyznom rywalizacji w żeńskich dyscyplinach sportowych, ułaskawił wszystkich działaczy pro life (o których ani słowem nie upomniała się Stolica Apostolska) odsiadujących wyroki więzienia za protesty przeciw aborcji, w końcu podjął szereg działań na rzecz wolności słowa, sumienia i wyznania.

„I have a dream”

W tym kontekście wspomnianym przeze mnie autorom marzy się nowy papież, który:

-wycofałby się z Deklaracji z Abu Zabi (która mówi, iż pluralizm i różnorodność religii są wyrazem mądrej woli Bożej), a zamiast tego ogłosił, iż wolą Boga nie jest wcale istnienie różnych religii (najczęściej sprzecznych ze sobą), tylko religii chrześcijańskiej, zaś pełnia prawdy zbawczej znajduje się w Kościele katolickim;

-wycofałby się z deklaracji „Fiducia supplicans” zezwalającej księżom na błogosławienie „par tej samej płci”, ponieważ nie można błogosławić związków, które z samej swojej natury pozostają grzeszne;

-dokonałby jednoznacznej, zgodnej z odwiecznym nauczaniem Kościoła, wykładni adhortacji apostolskiej „Amoris laetitia”, potwierdzając, iż osoby rozwiedzione i utrzymujące relacje seksualne w ponownych związkach nie mogą przystępować do Komunii;

-egzekwowałby posłuszeństwo wobec Magisterium kardynałów i biskupów, którzy notorycznie i publicznie zaprzeczają nauce Kościoła, np. głoszą, iż stosunki homoseksualne nie są grzechem, kobiety mogą być kapłankami, a wszystkie religie są równouprawnionymi drogami do Boga.

Oczekiwań pod adresem przyszłego papieża było znacznie więcej, ale poprzestańmy na tych.

Marzenia eklezjalne

Czy owi komentatorzy są tylko naiwnymi marzycielami? Czy nie oczekują zbyt wiele? Czy następnego papieża stać będzie na publiczne powiedzenie, iż pragnieniem Boga nie było wcale istnienie wszystkich religii (jak głosi Deklaracja z Abu Zabi), ale tylko jednej: Chrystusowej? Czy odważy się stwierdzić (wbrew deklaracji „Fiducia supplicans”), iż nie można błogosławić par jednopłciowych, ponieważ są one grzeszne z samej swojej natury? Czy to tak wiele? A może: czy to nie za wiele?

Pytanie, jakie zadają przywoływani przeze mnie autorzy, jest tak naprawdę pytaniem o obecne kolegium kardynalskie. Żeby został wybrany taki papież, jaki im się marzy, musiałoby się znaleźć minimum 92 kardynałów, którzy myślą w taki sam sposób.

Czytając wspomniane komentarze, nachodziła mnie jednak inna myśl: jaką drogę przebył Kościół od czasów Jana Pawła II (choć od jego śmierci minęło zaledwie 20 lat), skoro możliwe stało się w ogóle pojawienie takich dylematów, publikowanie takich tekstów, wyrażanie takich życzeń…

Idź do oryginalnego materiału