Czy George Pell był prorokiem? Ostatnia walka kardynała o Kościół
prawda-nieujawniona.blogspot.com 2 miesięcy temu
Kardynał George Pell był jedną z
najbardziej wyrazistych i kontrowersyjnych postaci współczesnego
Kościoła katolickiego. Jego nieugięta walka o zachowanie tradycji
apostolskiej w obliczu narastającego zamętu wokół synodalności i
ideologii woke uczyniła go symbolem oporu wobec modernistycznych
wpływów. W swoich ostatnich dniach życia, Pell nie bał się głośno
wyrażać obaw o przyszłość Kościoła, który według niego stał przed
wyborem: trwać wiernie przy depozycie wiary czy ulec pokusie
nowoczesnych reinterpretacji. Przeczytaj fragment premierowy z książki
„Pell kontra mundum”.
Przeciwnik synodu?
Kardynał
George Pell nie był człowiekiem, który po wejściu do pokoju pozostałby
niezauważony; nie postępował w życiu w ten sposób. I nie ma to wiele
wspólnego z jego liczącym sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry wzrostem.
Australijski kardynał górował nad większością ludzi tym, co wykraczało
poza wymiar cielesny. Zwykle wzbudzało to niestrawność we wszystkich
właściwych miejscach. W ostatnich dniach życia kardynał Pell coraz
mocniej niepokoił się kierunkiem i zarządem Kościoła powszechnego. I jak
miał w zwyczaju, wyrażał te obawy wprost. Obecny „proces synodalny” był
jedną z tych trosk. Dyskusje wokół procesu synodalnego uważał za
niejednoznaczne, dezorientujące i ryzykowne. Silny sprzeciw Pella wobec
aktualnego kierunku procesu synodalnego był napędzany przez coś, co
postrzegał on ni mniej, ni więcej jako niechęć do samej tradycji
apostolskiej oraz normatywnego nauczania tej tradycji na temat wiary i
moralności przez ostatnie dwa tysiące lat. Nie jest to wcale – jak wielu
mogłoby sobie wyobrażać – stwierdzenie powierzchowne, zwłaszcza jeżeli
zostało skierowane do wysokiego rangą duchownego luksemburskiego,
odpowiedzialnego za ten proces.
Kardynał
Pell utrzymywał nawet, iż duchowny ów publicznie odrzucił nauczanie
Kościoła, i dlatego wzywał do jego dymisji. Burzliwe debaty, jak można
się było tego spodziewać, toczyły się wokół synodów i soborów Kościoła
od czasów Soboru Jerozolimskiego aż do Soboru Watykańskiego II. Obecny
proces synodalny niczym się od nich nie różni. Zasadnicze pytanie, nad
którym Pell mozolił się w ostatnich dniach życia, sprowadza się do
tego:
Czy Kościół istnieje na mocy mandatu Bożego, depozytu wiary
powierzonego apostołom, który od początku miał być wiernie przekazywany z
pokolenia na pokolenie – nienaruszony? Tak zawsze przyjmowano w
chrześcijaństwie; stwierdzają to dokumenty Soboru Watykańskiego II (i w
istocie wszystkich soborów), tego naucza Katechizm Kościoła katolickiego
i temu przyrzekamy wierność na chrzcie; a niektórzy spośród nas
czynią to raz jeszcze, kiedy przyjmują święcenia. Pojawia się też jednak alternatywne pytanie:
Czy
Kościół jest zasadniczo płynnym procesem wspólnotowym, w którym
spostrzeżenia i doświadczenia każdego kolejnego pokolenia powinny
wywierać wpływ na ten depozyt, a wspólnota wierzących wnosi wkład i może
modyfikować tożsamość Kościoła, jak też jego podstawowe, z góry
przyjęte osądy, i może choćby uchylić każdą ustanowioną stałą,
zdefiniowaną, statyczną czy sztywną doktrynę? W istocie rzeczy chodzi o
to, czy zasadnicza doktryna Kościoła została odziedziczona i jest
wiernie przechowywana, czy też jest nieustannie wymyślana i wynajdowana
na nowo.