Chrześcijaństwo pozbawione myślenia magicznego wydaje się mało spektakularne i bezradne. Czy jednak Jezus nie zaprasza nas do takiego nawrócenia, metanoi, przemiany myślenia?
Coraz częściej na profilach katolickich portali i innych okołokościelnych inicjatyw w mediach społecznościowych można spotkać krótkie posty typu „wypróbuj tę modlitwę, a efekty Cię zaskoczą”. Oczywiście ich twórcy będą się bronić, iż to tylko reklama; zachęta, aby przebić się do odbiorców przez bezduszny algorytm. Rzeczywiście, w materiałach, do których owe posty odsyłają, przeważnie pojawiają się mniej „szokujące” i niespecjalnie kontrowersyjne zaproszenia do jakiejś formy kultu, głównie świętych.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Problem polega jednak na tym, iż przeciętnemu odbiorcy trudno nieraz odróżnić treść od formy, a ta ostatnia ma na odbiór treści ogromny wpływ. Tym bardziej, iż zjawisko to wpisuje się w mocno rozpowszechnione społecznie myślenie, które traktuje religię (w tym i chrześcijaństwo) w kategoriach magicznych. W gruncie rzeczy mimo upływu czasu wciąż bardzo mocno trzyma się w nas bowiem religia naturalna, zgodnie z którą musimy przebłagać jakieś bóstwo, aby zapewnić sobie powodzenie w życiu. Taki transakcyjny model relacji, w którym Bóg jest „dostawcą” pomyślności, towarzyszy przecież religii od zarania dziejów.
Poświęcone pogaństwo?
Widać to na wiele różnych sposobów. Nie chodzi wyłącznie o wspomniane posty, które mogą umacniać przekonanie, iż życie duchowe jest formą transakcji. jeżeli przyjrzymy się bowiem praktyce kultu świętych (w tym Najświętszej Maryi Panny), dostrzeżemy tam całe mnóstwo myślenia magicznego, zakorzenionego w religii naturalnej. Co prawda wierzymy w jednego Boga w Trójcy Świętej, ale praktyka duszpasterska w zakresie nabożeństwa do świętych kilka różni się od wierzeń antycznych Greków czy Rzymian.
Święci ze swoimi atrybutami traktowani są niemal jak starożytni bogowie. Św. Antoni od rzeczy zagubionych, św. Krzysztof od podróży, św. Rita od spraw beznadziejnych, etc. Do tego dochodzą cudowne medaliki, obrazy „cudami słynące”, święte źródełka, święte miejsca pielgrzymkowe, ale i „superskuteczne” modlitwy, których odprawienie daje gwarancję wysłuchania.
Jeśli przyjrzeć się rzeczywistości parafialnej, mogłoby się okazać, iż spora część katolickiej duchowości w gruncie rzeczy niespecjalnie różni się od pogańskiej, naturalnej religii, opartej na magicznych wierzeniach (włącznie z czymś, co moglibyśmy nazwać kultem przodków, bo przecież ofiary za msze za zmarłych stanowią podstawę utrzymania wielu parafii). Możliwe zresztą, iż to warunek konieczny, aby chrześcijaństwo jakkolwiek mogło być masowe.
Może trudno oczekiwać, by większość wiernych zakwestionowała absolutnie naturalne i, jak się wydaje, głęboko zakorzenione antropologicznie przekonanie o quasi magicznym charakterze każdej religii, w tym także chrześcijaństwa. Nie zdziwię się zresztą zupełnie, jeżeli także ten tekst zostanie uznany za atak na prawdziwą, szczerą, ludową pobożność ze strony elitarystycznego, pseudokatolickiego inteligenta.
Problem jest jednak, moim zdaniem, niebanalny, także w świetle Ewangelii z ostatniej niedzieli – fragmentu Ewangelii św. Łukasza (Łk 11, 1–13), w którym Jezus nauczał Modlitwy Pańskiej. Mamy bowiem w Kościele sporą zagwozdkę z modlitwą prośby. choćby pomijając opisany wyżej „pogański” kult świętych, modlitwa prośby rodzi wiele wątpliwości. Z jednej strony Jezus mówi przecież, iż „proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą”.
Modlitwa Pańska, której Jezus uczy w analizowanym fragmencie, wprost zawiera choćby wezwanie „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Ale jednocześnie kończąc swoją naukę, Jezus konkluduje: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.
Czym jest modlitwa prośby?
Istnieje pewnie wiele interpretacji tego fragmentu, ale kiedy czytam go w całości, nie potrafię zrozumieć go inaczej niż jako zaproszenie do modlitwy prośby o… Ducha Świętego. Nie o powodzenie, nie o zdrowie, nie o dobrą pogodę, nie o dobrą żonę, ale o Ducha Świętego dla nas. W takim rozumieniu modlitwa prośby w najgłębszym sensie dotyczy właśnie nas, a nie rzeczywistości zewnętrznej. Pięknie obrazuje to jedna ze scen z filmu „Cienista dolina”, prezentującego biografię C.S. Lewisa, autora choćby „Kronik z Narnii”. Lewis zmagający się ze śmiertelną chorobą żony został zapytany, czy modlitwa pomaga, na co odpowiedział: „Modlitwa nie zmienia Boga. Ona zmienia mnie”.

Jeśli przyjrzeć się rzeczywistości parafialnej, mogłoby się okazać, iż spora część katolickiej duchowości w gruncie rzeczy niespecjalnie różni się od naturalnej religii
Marcin Kędzierski
Te kilka słów opisuje, w moim odczuciu, istotę modlitwy prośby, która stoi w radykalnej sprzeczności z myśleniem w kategoriach magicznych czy religii naturalnej. Nie chodzi w niej bowiem o przebłaganie bóstwa; przekonanie go, żeby zrobiło coś po mojej myśli ani tym bardziej o manipulowanie nim, tak, jakbyśmy wypowiadali zaklęcie „czary-mary, amen!”. Sensem modlitwy prośby jest przyjęcie Ducha Świętego, aby z jednej strony postrzegać otaczającą nas rzeczywistość „Bożymi” oczami, a z drugiej strony przemieniać ją zgodnie z Jego natchnieniem.
Kiedy zatem modlę się o zdrowie, to proszę o natchnienie i siłę do prowadzenia zdrowego stylu życia. Kiedy modlę się o bezpieczną podróż, to wzywam Bożej pomocy, abym jechał bezpiecznie i umiał zachować należytą uwagę. Kiedy modlę się o zdanie egzaminu, to błagam o wytrwałość w procesie nauki. Ostateczny efekt (zdrowie, bezpieczna podróż, zdany egzamin, etc.) jest bowiem zależny od mojego działania. Jednocześnie jest jednak zależny od działań innych (bo ktoś może w nas wjechać) albo czynników takich jak genetyka (choćby podatność na nowotwory), na które nie mamy żadnego wpływu.
W takiej sytuacji modlitwa prośby ma nam pomóc przyjąć coś, co nazwę nieporadnie „wyrokiem Bożej Opatrzności” (z pełną świadomością ułomności tego określenia). Nie neguję istnienia cudów, czyli Boskiej ingerencji w rzeczywistość, ale mam wrażenie, iż nierzadko poprzez oczekiwanie cudów chcemy zdjąć z samych siebie odpowiedzialność. Wtedy, jeżeli coś pójdzie nie po naszej myśli, o wiele łatwiej powiedzieć nam „Bóg tak chciał”, niż zmierzyć się z własną ignorancją lub brakiem działań.
Przemiana myślenia o modlitwie prośby, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, wydaje mi się niezwykle istotna zarówno w przypadku dzieci, które są bardziej podatne na magiczne myślenie, ale także dorosłych, którzy niestety nierzadko z tego magicznego myślenia nie wyrastają aż do śmierci. Oczywiście, takie chrześcijaństwo jawi się jako mało spektakularne, nieciekawe, bezradne, kontrintuicyjne, i w gruncie rzeczy stanowiące ofertę tylko dla tych, którzy mają odwagę porzucić „urok” religii naturalnej. Czy jednak Jezus właśnie nie zaprasza nas do takiego nawrócenia, metanoi, przemiany myślenia?
Przeczytaj również: Chrześcijanom nie zagraża Halloween, a magiczne myślenie