Bourgeault proponuje odejście od opozycji „albo-albo”. Sama toleruje paradoksy, myśli w kategoriach raczej procesów niż szufladek i etykietek.
Trzeci odcinek cyklu „Mistyczki na trudne czasy”. Wcześniejsze dostępne tutaj.
W poezji Johna Burnside’a życie jest wszędzie. W kontakcie z dziką przyrodą, ale także w przebywaniu w nieużywanych pomieszczeniach domu, teraźniejsza chwila i świadomość zanurzająca się w przeszłości napotykają na obecności mniej lub bardziej widzialne.
Wrażenie to jest najbardziej żywe wśród natury – Burnside znał i rozumiał jej duchowość. Jego świat był pełen znaków i symboli. Mówiono, iż cierpi na apofenię, czyli tendencję do doszukiwania się skomplikowanych wzorców i znaczeń we wszystkim. Sam poeta zgadzał się, iż tak jest, ale nie uważał, iż w związku z tym cierpi bardziej niż inni. Jego świat był bardziej niepokojący, ale też o wiele bogatszy niż osób bez tej adekwatności. Wszędzie obecna jest tajemnica i należy ją szanować:
Mamy umarłych, ich głosy wołają nas do domu
gdy zmrok zapada; mamy
światełka na schodach jak duchy;
szczury na strychu, kosze dorodnych śliwek,
ale nikt nie ma cudów, o których mógłby opowiadać[1]
Inny poeta, poeta Patrick Boulanger zapewnia: „morze nas widzi”. W swojej poezji przywołuje wielką obecność życia wokół. Nie jesteśmy sami, nie jesteśmy bez znaczenia – świadomość ma swoje miejsce w wielkiej współobecności. Poeta nie wierzy w religię śmierci, morze, które nas widzi, to przejaw tego, iż życia nie da się zmierzyć, wypunktować, ograniczyć: „Nic nie umiera, co się zaczęło”.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Podobna jest teologia Cynthii Bourgeault – pełna życia, pełna obecności. Myślicielka znajduje je w starzeniu się, zwracając uwagę na możliwość dojrzewania świadomej mądrości. Znajduje je w niepopularnym w wielu środowiskach mistycznych ludzkim „ego”, przypominając, iż to „ego” rozdęte, dysfunkcjonalne jest źródłem patologii takich jak narcyzm i inne zaćmienia uwagi. Wcale nie musimy w tym kierunku zmierzać, wręcz przeciwnie – można rozwijać „ego” dla większej trzeźwości i uważności doświadczania.
Bourgeault widzi życie w zaangażowaniu społecznym i politycznym, choć przestrzega przed polaryzującym reagowaniem, polegającym na przyjmowaniu opinii ze swojej „bańki”. Seksualność ludzka może połączyć się z miłością agape – gdy potwierdzamy wzajemnie, iż jesteśmy godni miłości, nie tylko poszerzamy poczucie naszego prawdziwego „ja”, ale możemy zaprosić Boską miłość. Przyjaźń jest okazją do doświadczenia duchowej pełni. Zwłaszcza nadzieja okazuje się życiem:
Dom Nadziei znajduje się w najgłębszym punkcie nas samych i wszystkiego. Jest ona cechą życia. Nie pojawia się na końcu, jako uczucie wynikające ze szczęśliwego finału. Przeciwnie, ona znajduje się na początku, jest pulsem prawdy, która sprawia, iż jesteśmy powołani. Kiedy nasza najgłębsza istota dostroi się do tego pulsu, posyła nas z nadzieją, niezależnie od materialnych okoliczności naszego życia. Nadzieja napełnia nas siłą, by pozostać obecnymi, by trwać w nurcie Miłosierdzia, bez względu na to, jakie burze miotają naszym światem. Wkraczamy w nią zawsze i tylko poprzez oddanie – czyli gotowość porzucenia tego, do czego w tej chwili się kurczowo przywiązujemy. A jednak kiedy w nią wkraczamy, ona wkracza w nas i napełnia nas swoim życiem – cichą siłą wykraczającą poza wszystko, co kiedykolwiek znaliśmy[2].
Cynthia mieszka w pustelni nad morzem w stanie Maine (czy to tylko zbieg okoliczności, iż podobnie jak John Burnside i Patrick Boulanger ma intensywny kontakt z wodą?). Jest księdzem Kościoła Anglikańskiego Episkopalnego, nauczycielką kontemplacji chrześcijańskiej i pisarką. Współpracuje z Center for Action and Contemplation. Prócz Richarda Rohra działała także z innymi katolickimi mistykami i duchownymi, w tym z Thomasem Keatingiem. Jest głęboko zaangażowana w dialog międzywyznaniowy i międzyreligijny. Pozostaje również członkinią Rady Kontemplacyjnej GPIW (Global Peace Initiative for Women). Należy do pokolenia, które dojrzewało pod koniec rewolucyjnych lat 60. Przez większość życia była poszukiwaczką, a w tej chwili określa siebie mianem bardzo młodej przedstawicielki starszyzny (baby Wisdom Elder).
Złożone, ale całkowicie realne
Opowiada, iż momentem przełomowym na jej drodze poszukiwania było spotkanie z „obłokiem niewiedzy” za sprawą trapisty, ojca Williama Menningera, który prowadził warsztaty poświęcone medytacji kontemplacyjnej – modlitwy skupienia (centering prayer). Jej sedno polega na wybraniu jednego krótkiego słowa i skierowanie go ku Bogu, bezustanne trzymanie tego słowa „ku Bogu z łagodnym poruszeniem miłości”. Ta praktyka stała się dla Bourgeault punktem wyjścia czy może raczej bramą – powrotem do Boga.
Odtąd Bourgeault uczy kontemplacyjnej modlitwy apofatycznej (apofaza oznacza tu to, czego nie można wyrazić, co jest poza słowami), która umożliwia wyjście poza zwykłe liniowe uczestnictwo w doświadczaniu – wejście w większe, bardziej przestrzenne „ja”. Człowiek staje się obecny w sposób, który nie polega tylko na działaniu, ale na byciu. Codzienne „ego” jest silnie ograniczone i na ogół oderwane lub odgrodzone od nieświadomości i od otaczającego świata. „Ja” kontemplacyjne nie porusza się w ogóle po linii prostej czasu, ale wykracza poza ten zwykły codzienny rdzeń. Jednocześnie zachowuje swoje granice, nie rozpływa się w otaczającym świecie, więc jest w stanie widzieć więcej – całkiem dosłownie.
To teologia pełna życia, pełna obecności. Bourgeault znajduje je w starzeniu się, zwraca uwagę na możliwość dojrzewania świadomej mądrości
Monika Kostera
To właśnie konstruktywna rola „ego”, czegoś w rodzaju – używając metafory z mojej dyscypliny nauki – centrum zarządzania jaźni. Zarządzać można źle, autorytarnie, psychopatycznie – ale można też troskliwie, odpowiedzialnie, roztropnie. Wiemy, iż to panny roztropne zostały zaproszone na ucztę weselną – dlatego dobrze mieć dostęp do takiej funkcji „ja”, która ma na oku nasze działania, dba o poziom energii (oliwa w lampach), troszczy się o to, byśmy byli gotowi na spotkanie z tym, co najważniejsze. Nie jest to łatwe i same z siebie może być mało prawdopodobne.
Świat jest bowiem nieskończenie złożony, a to, co postrzegamy, jest znikomym wycinkiem życia. Modlitwa apofatyczna pozwala doświadczyć czegoś bardziej złożonego, ale całkowicie realnego. Jednak znana bywa często jako „via negativa” – modlitwa pustki, co Bourgeault uznaje za źródło wielu nieporozumień.
Bezforemność okazuje się pozorna – ta modlitwa naprawdę angażuje wszystkie nasze zdolności i odnosi się do formy w wyższym sensie. Stosując tę praktykę jako chrześcijanka, wykraczam poza własną subiektywność i spotykam się z uniwersalną obecnością Chrystusa – realnie doświadczam bycia widzianą, bycia odbieraną i staję w obliczu czegoś, co jest ogromnie większe niż moje „ja” – którego jednak nie niszczę ani nie oddaję, łącząc się z tym Czymś/Kimś w świadomości. Ono pozostaje rzeczywiste i zakorzenione, tyle iż nie w świecie dającym się sprowadzić do „przeszłości”, „przyszłości” czy jakiejś niemożliwej do uchwycenia „teraźniejszości”. Z punktu widzenia fizyki „teraźniejszość” nie istnieje. Z punktu widzenia świadomości jest dokładnie odwrotnie, choć wymaga to rezygnacji z liniowości doświadczania.
Świadomość jest nieśmiertelna
Św. Augustyn zwracał uwagę, iż chwila obecna to punkt przecięcia między przeszłością, której już nie ma, a przyszłością, której jeszcze nie ma. Jednak w momencie, gdy myślimy „teraz”, to „teraz” już jest przeszłością. Ten paradoks ma interesujące konsekwencje, gdy – metaforycznie – zanurkujemy w tę przepaść między dwiema nieistniejącymi: przeszłością a przyszłością.
- Andrzej Stanisław Kowalczyk
Toledo i inne przygody w Kastylii
Czas przeżywany, niedający się zmierzyć Gaston Bachelard nazywa czasem pionowym. Tam właśnie funkcjonuje nasza świadomość – poza liniowym przepływem czasu. Modlitwa apofatyczna to jakby rozglądanie się, zwiedzanie, eksplorowanie tego wymiaru. Bourgeault rozmyśla, iż świadomość odbierana jest przez mózg i cały układ nerwowy, tak jak fale radiowe odbierane są przez odbiornik potocznie zwany radiem.
Czas liniowy jest rzeczywisty – jest procesem entropii, utraty energii i rozpadu form. Często bywa mierzony wprost przez proces rozpadu – spalająca się świeca, wysypujący się piasek. Czas pionowy, w którym żyje nasza świadomość, nie podlega prawu entropii. Właśnie tak – nasza świadomość istnieje w wymiarze, który nie ulega rozpadowi, czyli śmierci; jest nieśmiertelna. Realnie uczestniczymy w świecie entropii, rozpadu, ale także w żywym świecie negentropii, odradzania się, regenerowania. Jedno nie wyklucza drugiego – przenikamy przez warstwy życia i rozpadania się, niosąc Bożą obecność w głąb, wszerz, wzdłuż, wzwyż. Modlitwa apofatyczna pomaga robić to bardziej świadomie, „na żywca”.
Wymaga to żelaznej dyscypliny, a także rezygnacji z uproszczonej, oderwanej od wyobraźni racjonalności – redukcjonistycznego trybu myślenia, który silnie dominuje w tej chwili w wielu (jeśli nie w większości) sferach życia. Dla przykładu, jeżeli by zamiast tak jak w tej chwili mierzyć wartość badania naukowego ilością punktów, jakie przyniesie publikacja wyników, oceniać tę wartość według zdyscyplinowanego wkładu w wiedzę, byłoby to odejście od obowiązującego w tej chwili redukcjonizmu. Wówczas odpada też prosty podział na „sukces” i „porażkę” i pojawia się postulat dyskutowania wyników badań, namysłu, krytyki i inspiracji nimi. Zamiast dualizmu – wielofunkcyjność.
Podobnie jak Richard Rohr, Cynthia Bourgeualt proponuje radykalne odejście od dualizmu, myślenia liniowego w kategoriach albo–albo. Dualność to myślenie spolaryzowane, twarde kategoryzowanie, nieumiejętność utrzymania w polu świadomości jednocześnie dwóch przeciwieństw, dwóch krańców skali, obsesja porządkowania, diagnozowania, etykietowania i dążenie do tworzenia rankingów wszystkiego. Niedualność polega zaś na tolerancji paradoksów, na myśleniu w kategoriach procesów raczej niż szufladek i etykietek. Nie trzeba opowiadać się zawsze po jakiejś stronie, zwłaszcza, iż w efekcie takiej deklaracji często dajemy się popychać ku jednej lub drugiej skrajności.
Zamówiłam zestaw książek Cynthii. Zbliża się czas opadania liści, zamierania przyrody – burej jesieni obnażającej sypiący się beton osiedli. Dobrze jest móc przywołać życie, które kryje się wszędzie, choćby w listopadzie. Przypomniałam sobie właśnie, iż kiedyś, dawno temu, moją ulubioną porą roku była jesień. Nie, nie zdradzam lata: niebieskiego nieba, floksów, dojrzewających pomidorów. Kto powiedział, iż trzeba mieć tylko jedną ulubioną porę roku? Zwłaszcza, jeżeli się mieszka nad rzeką.
[1] Fragment utworu „Notes towards a Devotio Moderna”, tłum. Jarema Piekutowski.
[2] Cynthia Bourgeault, „Mystical Hope: Trusting in the mercy of God”, Cambridge, MA: Cowley 2001, s. 86-87.

4 tygodni temu



![Wykład noblistki podczas uroczystości 80. rocznicy włączenia Ziem Zachodnich i Północnych do Polski [DOKUMENT]](https://misyjne.pl/wp-content/uploads/2025/12/mid-25c15208.jpg)











