
Wysłuchaj rozważania:
Uwaga. Nagranie jest w trakcie przygotowania.
CUD 41. Ofiara Mszy Świętej jest wielce pomocną duszom w Czyśćcu cierpiącym.
Chociaż mówiliśmy już nieraz o tym przedmiocie, nie wahamy się wszakże wrócić do niego, bo to przedmiot niewyczerpany, i żaden więcej nie zasługuje na naszą uwagę.
W klasztorze Klarewaleriskim (Clairveaux), pod zarządem Świętego Bernarda, żył pewien zakonnik mało pobożny, nie pilnujący reguły swojej, nie lubiący samotności i modlitwy. Nie trzeba się dziwić, iż w wielkiej liczbie sztuk złota znajdzie się jedna mniej blasku mająca. Ten zakonnik umarł, uczyniono mu pogrzeb wedle zwyczaju; bracia otaczając trumnę śpiewali modlitwy i psalmy, gdy jeden z nich, starzec wielkiej świątobliwości, ujrzał gromadę szatanów cieszących się i mówiących między sobą: „Nareszcie z tej niegodziwej doliny (przymówka do nazwiska Clairveaux, Jasna Dolina) porwiemy choć jedną duszę: jest ona najpewniej nasza!”
Następnej nocy świętemu starcowi we śnie ukazuje się umarły, bardzo smutny, boleśnie wzdychający. — „Widziałeś wczoraj, rzecze do niego, euforia złych duchów, zobacz teraz na jakie męki skazała mnie Sprawiedliwość Boska za grzechy moje, za które nie pokutowałem na ziemi. Przyprowadził go w duchu do ogromnej i głębokiej studni. „Oto, mówił mu, gdzie złośliwi szatani ciągle mnie rzucają i wydobywają, aby tam znowu pogrążyć, nie dając mi ani chwili odpoczynku”. Dobry zakonnik zasmucił się bardzo z tego objawienia, które sądził być czymś więcej jak prostym snem. Nazajutrz rano pobiegł do Świętego Bernarda, aby wszystko mu opowiedzieć. On także miał podobne widzenie, i część nocy modlił się za biednego brata uważając, iż przewinienia jego musiały być ciężkie, kiedy na taką karę zasłużył.
Święty Opat zgromadził swych zakonników, opowiedział im, co mu Pan Bóg objawił o stanie duszy zmarłego; przy tej okoliczności zachęcał ich do wiernego spełnienia wszystkich powinności zakonnych i do opierania się pokusom szatanów, którzy zastawiają swe sidła szczególnie na sługi Boże, żyjące w klasztorach. Zakończył prosząc o gorące modlitwy za biednego brata, przy postach i umartwieniu ciała; a osobliwie o Ofiarę Mszy Świętej, aby Gniew Boży był przebłagany. Tegoż samego dnia kilka Mszy żałobnych odprawiono za niego i tak przez dni następne.
Po niejakim czasie pobożny starzec ujrzał znowu zmarłego, ale już jaśniejącego Chwałą w euforii niezmiernej. Zapytany jak się ma: — „Bardzo jestem szczęśliwy, odpowiedział, z Miłosierdzia Bożego i waszej łaski“. Gdy go pytano znowu, co mu najwięcej pomogło do skrócenia kary, zamiast odpowiedzi, wziął starca za rękę i prowadził go do kościoła, gdzie się Msza Święta odprawowała. „Oto broń, rzecze, która się najwięcej przyczyniła do mego wyzwolenia; oto cena mojego wykupu, oto Hostia zbawienia, która gładzi grzechy świata. Takiej potędze nic się oprzeć nie zdoła, chyba tylko zatwardziałe serce grzesznika”. Święty Bernard opowiedział to objawienie zakonnikom swoim, co w nich podwoiło cześć i miłość dla Przenajświętszej Ofiary Ołtarza.
CUD 42. Dusze czyśćcowe pomagają nam w doczesnych potrzebach naszych.
Wdzięczność czujemy zwykle w miarę oddanej nam usługi i także w miarę szlachetności serca, któreśmy zobowiązali. Jakże można przypuścić, aby dusze święte, którym modlitwami naszymi przyśpieszyliśmy szczęście wieczne, nie chciały nam pomagać w naszych potrzebach i trudnościach na ziemi? Historia następująca nowym jest dowodem wdzięczności dusz czyśćcowych dla tych, którzy je wspierają modlitwami swymi.
Zdarzyło się to w Paryżu, około roku 1827. Pewna uboga służąca, pobożnie wychowana na wsi, miała zwyczaj ze szczupłej swej oszczędności dawać co miesiąc na Mszę Świętą za dusze w Czyśćcu cierpiące. Przybywszy do Paryża ze swoją panią, u której służyła, wiernie dopełniała swego postanowienia, starając się zawsze słuchać tej Mszy Świętej, łącząc swe modlitwy z modlitwami kapłana, szczególniej za tę duszę, która jest najbliższą Chwały Niebieskiej, aby jej przyśpieszyć szczęście połączenia się z Panem Bogiem. To była jej zwyczajna prośba.
Podobało się Panu Bogu doświadczyć tę pobożną dzieweczkę długą chorobą, w której nie tylko, iż wiele ucierpiała, ale straciła służbę i wydała wszystko, co była zebrała w ubóstwie swoim. Gdy powstała z choroby, miała całego funduszu jednego tylko franka (czyli 50 groszy). Poleciwszy się z ufnością Opiece Boskiej, starała się o nową służbę. Powiedziano jej, iż jest biuro rekomendacyjne na drugim końcu miasta. Idzie tam, a iż po drodze był kościół Św. Eustachiusza, wchodzi do niego, żeby się pomodlić. Widząc kapłana przy Ołtarzu, przypomina sobie, iż tego miesiąca nie dała na Mszę za umarłych, jak to zwyczajnie czyniła, i iż właśnie był to dzień, w którym od wielu lat dozwalała sobie tej pociechy. Ale cóż czynić? o ile odda ostatniego franka, nie będzie miała za co kupić kawałka chleba, żeby głód zaspokoić. Na tę myśl powstaje walka w jej duszy, walka między natchnieniem Łaski Bożej a roztropnością ludzką; ale Łaska zwyciężyła.
— Cokolwiek bądź, rzecze do siebie, Pan Bóg widzi, iż to czynię dla miłości Jego i nie opuści mnie! — Wchodzi zatem do zakrystii, składa swoją ofiarę, słucha pobożnie Mszy Świętej i oddaje w Ręce Opatrzności Boskiej losy i przyszłość swoją. Tak uspokojona w Panu Bogu, chociaż nie bez troski o jutro, idzie dalej ulicą, gdy oto młodzieniec nieznajomy, pięknej urody, szlachetnych rysów twarzy, zbliża się do niej, mówiąc: —
„Pani się stara o miejsce?” — „Tak jest”, odpowie dzieweczka. — „Oto proszę pójść na taką ulicę, taki numer, do Pani N…,tam potrzebują osoby zaufanej, tam pani dobrze będzie”. I zniknął w tłumie, nie czekając podziękowania.
Biedna dzieweczka uradowana niezmiernie, widząc Opiekę Boską nad sobą, dopytuje się ulicy, numeru, znajduje dom, wchodzi do mieszkania, spotyka wychodzącą służącą z węzełkiem w ręku, gniewliwie coś mruczącą. — „Czy jest pani w domu?» — pyta nowo przybyła. — „Może jest, może nie ma, odpowie druga, co mnie do tego. Pani sama otworzy, kiedy zechce: ja się w to nie wdaję”. I wyszła.
Nasza dzieweczka dzwoni nieśmiało; miły głos przemawia do niej, żeby się zbliżyła. I wnet się ujrzała wobec poważnej wiekowej matrony, która z dobrocią pyta ją, czego sobie życzy?
— „Pani, odpowie dzieweczka, dziś mi powiedziano, iż pani potrzebuje pokojowej, przychodzę więc ofiarować jej moje usługi; zapewniono mnie, iż pani mnie łaskawie przyjmie”. — „Ale, moje dziecię, dziwi mnie to, co mówisz. Dziś rano nie potrzebowałam nikogo; pół godziny temu jakem odprawiła zuchwałą służącą, i żadna żywa dusza nie wie jeszcze o tym, tylko ona i ja. Któż cię tu przysyła, moje dziecię?” — „Jeden pan mnie tu przysłał, młody pan, któregom spotkała na ulicy. Zatrzymał mnie on, aby mi to powiedzieć, i dziękowałam Panu Bogu za tę Łaskę: muszę koniecznie dziś miejsce znaleźć, bo nie mam ani grosza przy duszy”. Wiekowa pani nie mogła pojąć, kto by to był co ją przysłał i gubiła się w domysłach, gdy służąca podnosząc oczy ujrzała na ścianie w salonie portret mężczyzny. — „Oto pani, zawoła z żywością, nie trzeba dłużej szukać, oto zupełnie ta sama twarz młodego pana, który ze mną mówił na ulicy; ten pan mnie tu przysłał…“
Na te słowa nieznajoma krzyknęła i jakby omdlała ze wzruszenia… Łzy rzewne zalały twarz jej… Kazała sobie opowiedzieć całą tę historię… o nabożeństwie za dusze czyśćcowe, o Mszy Świętej porannej, o spotkaniu nieznajomego młodzieńca itd. Potem, rzucając się na szyję biednej dziewczyny, uściskała ja z czułością i rzekła:
— „Nie będziesz u mnie służącą, ale od tej chwili jesteś moją córką! To mój syn, mój syn, jedyny, któregoś widziała, mój syn zmarły przed dwoma laty; tyś go wybawiła z Czyśćca, nie wątpię o tym, i Pan Bóg pozwolił mu przysłać cię do mnie. Witaj mi więc, miła córko i przyjaciółko moja, zostań ze mną na zawsze i módlmy się razem za tych, którzy cierpią w miejscach oczyszczenia, pierwiej nim wejdą do Chwały Wiecznej”.
Cuda Boże w świętych duszach czyśćcowych G. O. Rossignoli, 1935r