Siedziałam koło niego w swoim pokoju i oglądałam telewizję. Nagle zwróciłam się do niego: „Tato, proszę, nie odchodź nigdzie. Nie umieraj”. Odparł: „Nigdzie się nie wybieram”. I uśmiechnął się do mnie – pisze Lisa Marie Presley w autobiografii.
Fragment książki „Stąd w nieznane. Wspomnienia” Lisy Marie Presley i Riley Keough, tłum. Maria Jaszczurowska, Marginesy, Warszawa 2025
Zawsze się martwiłam, iż tata umrze. Czasami kiedy go widziałam, nie kontaktował. Zdarzało się, iż znajdowałam go nieprzytomnego. Napisałam choćby wierszyk, w którym jeden z wersów brzmiał: „Mam nadzieję, iż mój tata nie umrze”.
![](https://wiez.pl/wp-content/themes/wiez/static/images/dest/don-black.png)
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Miał w moim pokoju telewizor i krzesło, więc często przychodził, siadał i palił cygara. Mogłam się obudzić o dowolnej porze i wciąż tam był. Któregoś razu siedziałyśmy z koleżanką w moim pokoju, kiedy przyszedł do nas tata i nagle zobaczyłam, iż upada. Widziałam, iż zarzuciło go na prawo, przechylił się, więc zawołałam do przyjaciółki:
– Łap go!
Zdołałyśmy go podtrzymać, żeby zdążył się czegoś chwycić i odzyskać równowagę. Potem wrócił do siebie.
Coś takiego przytrafiło mu się kilka razy – cieszył się, iż mnie widzi, a potem zaczynał się zataczać.
Pod koniec zdarzało mu się to dość często. Siedziałam koło niego w swoim pokoju i oglądałam telewizję. Nagle zwróciłam się do niego:
– Tato, proszę, nie odchodź nigdzie. Nie umieraj.
Odparł:
– Nigdzie się nie wybieram.
I uśmiechnął się do mnie.
***
Wiedziałam, iż zbliża się jakaś tragedia, stąd te odruchy opiekuńcze. Czułam, iż muszę go pilnować.
Któregoś razu przechodziłam obok jego sypialni. Leżał akurat na plecach i dostrzegłam jego wydęty brzuch. Przestraszyłam się.
![](https://wiez.pl/wp-content/uploads/2025/02/stad-w-nieznane-wspo_800-207x300.jpg)
Kilka dni później siedziałam u siebie z koleżankami. Umościłyśmy się na łóżku w kształcie hamburgera i oglądałyśmy smutny film pod tytułem Piosenka Briana. Mniej więcej w połowie filmu ogarnął mnie niepokój. Bałam się o tatę, więc poszłam do jego łazienki. Leżał na podłodze twarzą do podłogi. Widocznie chciał się chwycić wieszaka na ręczniki, ale ten się urwał, więc tata upadł.
Pobiegłam na dół po ciocię Deltę, która natychmiast wezwała pomoc. Pomogli tacie wstać, dali mu kawy i postawili go na nogi. Patrzyłam, jak go prowadzą, a on kurczowo się ich trzymał.
W którymś momencie opuścił nisko głowę, ale kiedy zobaczył mnie na krześle, spojrzał mi prosto w oczy i się rozpromienił. Próbował im się wyrwać, by do mnie podejść, ale widziałam, iż jest mu niedobrze.
Rzuciłam:
– On zaraz zwymiotuje.
Zabrali go więc do łazienki i rzeczywiście zwymiotował. Nic nie powiedziałam. Nie rozmawiałam z nikim o takich rzeczach. Wszystko chowałam w sobie.
***
Pewnej zimy w Graceland tata chciał, żebym wsiadła z nim na skuter śnieżny, ale ja się bałam. Był nieokrzesany – nieprzewidywalny, dziki, nieposkromiony. Mimo to wsiadłam na skuter, bo przecież prosił mnie o to tata. Ruszył w dół po najbardziej stromym fragmencie podjazdu. Stracił panowanie nad skuterem, który zaczął bezwładnie sunąć w dół i przeskoczył przez krawężnik. Jakoś się utrzymaliśmy i ze śmiechem wylądowaliśmy na trawie.
Innym razem poszedł z kolegami na sanki. Zjeżdżali też na brzuchach, a ich żony i dzieci stały obok i przyglądały się tej zabawie. Ja stałam na szczycie wzniesienia i strasznie się bałam, bo sanek nijak nie dało się zatrzymać. Nie miały hamulców ani sznurków, za które można by złapać. Pamiętam, iż myślałam wtedy: „Tatusiu, co ty robisz?”.
Patrzyłam, jak tata zjeżdża na brzuchu i tak samo jak na skuterze, również i tym razem przeskoczył przez krawężnik na dole i przeturlał się trzy razy, a potem zatrzymał się i leżał bez ruchu.
Wszyscy nerwowo ruszyli w jego stronę, obawiając się, czy się nie zabił. Kiedy przerażeni podeszli bliżej, tata przewrócił się na plecy i wybuchnął gromkim, gardłowym śmiechem. To było niewiarygodne. Jego zdaniem to był świetny dowcip.
***
Za dnia bawiłam się z kuzynostwem i koleżankami. Mój dziadek miał dziewczynę, Sandy Miller – mieszkała razem z nim w domu po drugiej stronie łąki. Sandy miała troje dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Laura była w moim wieku. niedługo stała się jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Przyjaźniłam się też z Deaną Gambill, córką kuzynki Patsy. Byłam wobec niej opiekuńcza i bardzo ją kochałam. Ale z Laurą strasznie się kłóciłyśmy.
Terroryzowałam ją, kazałam jej jeść moje kolorowe kosmetyki. Sprzeczałyśmy się, bo chciałam jej walizeczkę Barbie, a ona nie chciała mi jej dać.
– Daj mi tę cholerną walizkę Barbie – powiedziałam.
– Nie!
– Ale ja nie mogę jej dostać, nigdzie jej nie ma. Musisz mi ją oddać – upierałam się.
W moim pokoju stał posążek, więc wzięłam go i zamachnęłam się nim. Laura zaczęła krzyczeć.
– Nieeee!
Nagle jej wzrok padł na prawo. Obejrzałam się i zobaczyłam stojącego w drzwiach tatę. gwałtownie odłożyłam posążek i próbowałam udawać, iż nic się nie stało.
– Co ty robisz? – zapytał tata.
– Nic, bawimy się tylko – odparłam.
![](https://wiez.pl/wp-content/uploads/2025/01/Sosnowski_Niezerowa-liczba_okladka-155x243.jpg)
- Jerzy Sosnowski
Niezerowa liczba smoków
– Nie zabija się przyjaciół – zwrócił mi uwagę. Mądre słowa.
***
Kiedy miałam osiem czy dziewięć lat, zakochałam się na zabój w jednym z braci Laury. Miał na imię Rory. Przez lata usychałam z miłości do niego. Rory miał metr osiemdziesiąt wzrostu i ciemne włosy. Był bardzo przystojny. Miał niesamowitą osobowość, a do tego zielone oczy i cudowny uśmiech. Kiedy wchodził do pokoju, zamierałam w bezruchu. Mówił, iż będzie pisał do mnie listy, więc czekałam i czekałam. Prosiłam Laurę, żeby zapytała brata, czy mu się podobam. Byłam gotowa uczepić się każdego słowa, najdrobniejszego gestu. Wydawało mi się, iż odwzajemnia moje uczucie, bo kiedy bawiliśmy się w ciemnościach w chowanego, w pokoju bilardowym na dole, pocałował mnie raz czy drugi. Potem często chciałam bawić się w chowanego, żeby sprawdzić, czy znowu to zrobi.
Później jednak znalazł sobie śliczną dziewczynę, o którą byłam diabelnie zazdrosna – Boże, nie mogłam tego znieść. Miałam złamane serce.
Kiedy miałam sześć albo siedem lat, spędzałam lato w Graceland. Tata wyjechał na tournée, więc mama przyjechała po mnie do Graceland. Poleciałyśmy do New Jersey odwiedzić dziadka i pięcioro rodzeństwa mamy w Mount Holly.
Nigdy nie byłam blisko związana z babcią. Któregoś razu siedziałam w wannie, a babcia uklękła obok, by mnie opłukać. Miała spory dekolt i widać było wielkie, ciemne znamię na jej piersi. Kiedy na nie spojrzałam, zaczęłam się drzeć jak opętana.
– Nie podnoś mnie! Masz tam jakąś straszną rzecz!
Ponieważ spędziłam lato u taty, gdzie nie było żadnych zasad, trzeba było mnie nieco naprostować. Ale mnie się to wcale nie uśmiechało. Rodzice mojej mamy uważali, iż nie jestem nikim wyjątkowym i nie należy mi się szczególne traktowanie. Byłam jak pozostali członkowie rodziny. Nie rozumiałam takiej zmiany podejścia, więc często krzyczałam.
Pamiętam, iż pewnego razu darłam się głośno przez bitą godzinę, a młodsi bracia mamy śmiali się ze mnie.
Mama wykazywała takie samo chłodne podejście jak babcia. Ona z kolei odziedziczyła je po swojej matce, mojej prababci.
Miałam kiedyś malutką buteleczkę perfum. Uwielbiałam ten drobiazg. Któregoś dnia nie mogłam jej znaleźć i przejęłam się tym tak, iż aż płakałam. Wszyscy pomagali mi szukać flakoniku. Pamiętam, iż później siedziałam w samochodzie i przypadkiem spojrzałam do torebki babci. Moja buteleczka tam była!
– Co to jest? – spytałam.
– Nic takiego. Nic nie widziałaś – odparła i zabrała torebkę. Pomyślałam: „O Boże, ta jędza ukradła mi perfumy!”.
Wiem, iż czasami zachowywałam się jak mała księżniczka. Ale to w sumie dziwne, bo nigdy w siebie nie wierzyłam. I przez cały czas nie wierzę. To wszystko jest strasznie skomplikowane. Ale patrząc wstecz, jednej rzeczy jestem pewna: tata mnie kochał.