Co się wydarzyło w Wielkim Tygodniu? Ustanowienie Eucharystii i pojmanie Jezusa

2 dni temu

Wielki Czwartek to przede wszystkim dzień ustanowienia Sakramentów Kapłaństwa i Eucharystii. To także czas pojmania Jezusa, a wreszcie ostatnia noc przed Jego śmiercią, podczas której będzie wiedziony przed Kajfasza i Sanhedryn.

Ewangelie mówią, iż ustanowienie Eucharystii miało miejsce „przed Świętem Paschy”. Dla Żydów Pascha była największym Świętem w ciągu roku, ustanowionym na pamiątkę przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone. Słowo Pascha to z hebrajskiego właśnie „przejście”. Jednak Chrystus nadał temu Świętu nowe znaczenie: odtąd stanie się ono również pamiątką Jego przejścia do Ojca. Co ciekawe, w języku greckim także istnieje podobnie brzmiące słowo, a mianowicie πασχεῖν (paschein) i oznacza „cierpieć” – a właśnie to Święto stało się dla Chrystusa czasem największego cierpienia.

Ewangelista wspomina, iż Chrystus umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował (J 13,1). Do końca – czyli aż do śmierci. Miłość bowiem zawiodła go aż na krzyż. Po spożyciu z Apostołami Ostatniej Wieczerzy dał im jeszcze jeden dowód miłości, kiedy każdemu z nich umył nogi. Ubrany jak sługa uczy ich pokory. Umywa nogi choćby Judaszowi, o którym wie, iż go wyda. Święty Augustyn mówi, iż choć cały człowiek jest obmyty podczas Chrztu, to stopami dotyka „ziemskich rzeczy”. Obmycie nóg jest zatem symbolem wyzbycia się grzechów. Ten, który umył Apostołom nogi, może i nas oczyścić z grzechów w Sakramencie Pokuty.

Skończywszy Wieczerzę, Jezus wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana, i poszedł się modlić na Górę Oliwną. Ewangelista opisuje, iż w czasie modlitwy Chrystus zaczął pocić się „krwawym potem”. Jest to zjawisko znane współczesnej medycynie, choć bardzo rzadkie. Ma ono miejsce w momencie silnego stresu fizycznego lub psychicznego. Chrystus łączył w Swojej Osobie dwie Natury – Boską i Ludzką. Jako Bóg, wiedział dokładnie co i jak wiele będzie cierpiał. Jako człowiek zaś – odczuwał ogromny strach związany z tym nadchodzącym cierpieniem.

Judasz wykorzystał okazję, iż Jezus przebywał w samotności i postanowił wypełnić obietnicę danom arcykapłanom. Wraz z otrzymaną od nich kohortą żołnierzy przyszedł aby pojmać swojego Mistrza. Chrystus na chwilę zaciemnił ich umysł i nie mogli Go poznać. Na Jego słowa „Ja jestem” padli na ziemię. Nie można tego wytłumaczyć brakiem światła, bo przyszli z latarniami, a choćby gdyby ich nie mieli, powinni przecież – a przynajmniej Judasz – poznać Go po głosie.

Żołnierze w końcu pojmali Jezusa i zaprowadzili Go do centrum miasta, aby postawić go przed radą żydowską – sanhedrynem – na którego czele stał najwyższy kapłan Kajfasz. Najpierw jednak zawiedli Jezusa do Annasza – teścia Kajfasza. Annasz jako były arcykapłan był bardzo wpływowy, a według niektórych to on sprawował faktyczną władzę w sanhedrynie.

Wysoka Rada już kilka dni temu postanowiła zabić Jezusa, zatem Jego postawienie przed Kajfaszem i Radą było tylko formalnością. A ponieważ prawo zabraniało wydawać wyroków w nocy, poczekali do rana, ogłosili wyrok i zawiedli Jezusa do Piłata, bowiem według prawa rzymskiego, tylko on mógł wydawać wyroki śmierci.

Źródło: Św. Augustyn, Homilie na Ewangelię według św. Jana

AF

Idź do oryginalnego materiału