Choinka na placu w Skelbije

2 dni temu
Zdjęcie: Choinka w Saqilbiyah w Syrii. Fot. Salah Al-Ajouz Photography


Jest w tym światełku na choince wiele nadziei. Tym bardziej, iż w czasie wojny w Syrii zdarzały się długie przerwy w dostępie do prądu. Ozdoby choinkowe tlą się na przekór niepewności o przyszłość.

Nie ma już Syrii, którą poznałem, zanim wybuchła w tym kraju wojna. Nie ma już wielu ludzi, spotkanych na szlakach moich syryjskich wędrówek. Część zginęła, inni uciekli. kilka osób zostało na miejscu – najczęściej są tam dlatego, iż nie udało się im wyjechać. Dziś Syria ma nowe oblicze. Niestety nie opuszcza tego kraju niepokój o przyszłość.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

Syria jest wciąż podzielona na strefy wpływów. Pomimo powołania rządu tymczasowego dziś możemy mówić o kilku krajach w jednym – poskładane tego państwa na nowo nie będzie prostym zadaniem. Jego granice są wypadkową dawnych ustaleń mocarstw, które na piasku wytyczyły linię wpływów francuskich i brytyjskich, a istniejące do dziś państwa w regionie są dziedzictwem tego podziału. Zamknęły w swoich granicach wiele różnych ludów, wyznań i aspiracji.

Przez kilka dekad, od czasu ogłoszenia pełnej niepodległości w 1946 roku, Syria trwała, a co ciekawe: u zarania swojego bytu nie nazywała się republiką arabską, tylko Republiką Syryjską, co dobrze oddawało jej wielonarodowy, wieloetniczny i multireligijny charakter. Potem, po roku 1958, nazwę zmieniała, podobnie jak swoich wodzów, którzy mieszkańców tego kraju nie pytali o opinię, przejmując siłą kierownictwo nad państwem. Pół wieku trwał w Syrii reżim rodziny Asadów, wywodzących się z alawickiej mniejszości, którą za heretycką i niegodną islamu uznawali sunnicy ekstremiści.

Syria znów będzie inna

Kiedy kilkanaście lat temu przez kraj przetoczyła się fala protestów, wśród demonstrantów krążyły hasła „alawici do grobu, chrześcijanie do Bejrutu”. To był początek strasznej wojny, która spowszedniała światu dość szybko, a tak naprawdę w coraz mniejszym stopniu była konfliktem o demokratyzację życia w państwie syryjskim. Zaczęła być wojną między islamskimi ekstremistami, nierzadko wzajemnie się zwalczającymi, a syryjskim reżimem. Wojną o zachowanie życia, które można było stracić za wyznawaną religię.

Niedawno świat zdawał się patrzyć ze zdziwieniem na błyskawiczny sukces rebeliantów zajmujących najpierw Aleppo, potem Hamę, Homs i wreszcie Damaszek. Prezydent Asad uciekł do Rosji, armia rządowa poszła w totalną rozsypkę, nie stawiając niemal żadnego oporu. Nikt się tego nie spodziewał. Światło dzienne ujrzały więzienne cele i groby ofiar upadłego reżimu.

Z dnia na dzień stanęła przed nami nowa Syria, która została podzielona wewnętrznie latami wojny. Na północnym-wschodzie kontrolę sprawują Kurdowie, którzy nie czują się Arabami ani Turkami, wspierani przez Amerykanów, korzystających z kontroli roponośnych pól. Nieprzychylnie patrzy na nich Turcja, która chętnie pozbyłaby się Kurdów i w tym celu wprowadziła już wcześniej wspierane przez siebie bojówki na obszar Syrii. Są też inne fragmenty syryjskiego państwa, których mieszkańcy nie wiedzą, co ich czeka w nowej rzeczywistości.

Wielu ekspertów ochoczo będzie komentować syryjskie wydarzenia. Nie jestem jednym z nich, dlatego ograniczę się do mojej subiektywnej oceny. Z mojej perspektywy Syria nie jest zwyczajnym punktem na mapie, ale miejscem, gdzie zostawiłem swoje serce. To serce zostało w Skelbije. W niewielkim miasteczku na skraju doliny Orontesu, gdzie od wieków mieszkają syryjscy chrześcijanie, a w ich sąsiedztwie alawici. To, jak tam trafiłem, miałem okazję opisać w mojej książce „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, do której przeczytania wciąż bardzo zachęcam.

Kiedy Rosja rozpoczęła swoją inwazję w Ukrainie, w lutym 2022 roku, pierwszymi osobami, które zapytały mnie o to, czy w Polsce jest bezpiecznie i czy nie potrzebuję pomocy, była moja syryjska rodzina

Paweł Średziński

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Oczywiście siłą rzeczy śledzę to, co dzieje się w Skelbije – mimo tego, iż większość bliskich mi osób uciekła z niej na zawsze przed wojną. Kiedy upadał reżim Assada, wyczuwało się niepokój w relacjach publikowanych przez moich syryjskich znajomych, dość ostrożnych, bo w Syrii publiczne wypowiadanie się w drażliwych sprawach nie było czymś akceptowanym przez żadną władzę. Strach pozostał.

Cała nadzieja w choince

Pierwszym testem na to, czy nowi rządzący Syrią nie zaostrzą od razu kursu wobec innych religii i wyznań, jest okres świąt obchodzonych przez chrześcijan. W Skelbije stanęła ogromna choinka. Jest na głównym placu, który nazywaliśmy razem z Martinem, frankofilem i nauczycielem francuskiego ze Skelbije, „Polami Elizejskimi”. Wiele osób pochodzących z tego miasteczka udostępniało filmy z jej ustawienia. Niestety doszło też do niepokojącego incydentu: podpalono choinkę.

Jak dowiedziałem się od miejscowych, mają stać za tym podpaleniem ekstremiści z Turkmenistanu, którzy walczyli w szeregach dżihadystów. Zostali już schwytani. W miejsce zniszczonej choinki pojawiła się nowa. Znów rozbłysła lampkami. Prawosławni w Syrii obchodzą święta Bożego Narodzenia w tym samym terminie co katolicy, i sam miałem kiedyś okazję osobiście przyglądać się na miejscu tym obchodom. Od 2010 roku robię to już tylko zdalnie.

Jest w światełku na choince wiele nadziei. Tym bardziej, iż w czasie wojny w Skelbije i w wielu miejscach w Syrii zdarzały się długie przerwy w dostępie do prądu. Ozdoby choinkowe tlą się na przekór niepewności o przyszłość. Tymczasowe syryjskie władze pomimo islamistycznego rodowodu zapewniają, iż każdy, bez względu na przynależność religijną, może czuć się bezpiecznie w Syrii. Na tym etapie zbyt niepewna jest ich polityczna pozycja, wciąż dość słaba, w podzielonym i rozdartym kraju. Strategicznie przyjęcie twardej linii na tym etapie przejmowania kontroli nad krajem im się nie opłaca.

Bestseller Nowość Promocja!
  • Marek Kita

Zostać w Kościele / Zostać Kościołem

36,00 45,00
Do koszyka
Książka – 36,00 45,00 E-book – 32,40 40,50

Nie będzie im też łatwo kontrolować upadłe państwo, w którym dziś przebywają bojownicy wojowniczo nastawionych ugrupowań islamistycznych, nierzadko pochodzący spoza Syrii. A jednak gdzieś tli się nadzieja, iż pokój wróci na trwałe. Bo tym, o czym marzą mieszkańcy Skelbije i wielu innych miejsc dotkniętych wojną, jest właśnie ów pokój i możliwość zachowania swojej tożsamości. A ta w Syrii przez wieki miała wielowyznaniowy – również w kontekście chrześcijaństwa – wymiar.

Kiedy Rosja rozpoczęła inwazję w Ukrainie, w lutym 2022 roku, pierwszymi osobami, które zapytały mnie o to, czy w Polsce jest bezpiecznie i czy nie potrzebuję pomocy, była moja syryjska rodzina. Dziś mieszka na wychodźstwie w Australii, gdzie uciekła przed wojną, szukając bezpiecznego azylu. Zanim udało się im wyjechać, żyli na linii frontu. Ich miasteczko, Skelbije, atakowali islamiści, którzy niedawno doprowadzili do zmiany władzy w Syrii.

Moja przyszywana syryjska rodzina – bo nasze więzi nie dotyczą pokrewieństwa, ale spontanicznej adopcji, dokonanej ćwierć wieku temu – od razu zapewniła, iż jeżeli i w Polsce będzie wojna, to ich dom zawsze jest otwarty i mogę się w nim schronić, kiedy tylko zaistnieją taka potrzeba. Odpowiedziałem im, iż wolałbym, aby do tak drastycznej sytuacji nigdy nie doszło, chociaż zdaję sobie sprawę, iż walec historii potrafi rozjechać tak wiele ludzkich marzeń o bezpiecznym, spokojnym życiu z dala od konfliktów. Opowieści moich dziadków o strasznej wojnie wracają.

Moi bliscy nie myślą o powrocie na Bliski Wschód. Syryjska wojna zrobiła swoje. Zostaną już w swoim nowym domu na antypodach.

A ja życzę Syrii, aby niepokój zastąpił trwały pokój. I może mi też kiedyś uda się jeszcze raz odwiedzić ten kraj. choćby jeżeli wielu ludzi już tam nie spotkam, a wiele miejsc legło w gruzach. Moja książka o Syrii była w pierwotnej wersji zatytułowana „Już nigdy nie pojadę do Syrii”. jeżeli zestawię ten tytuł z ostatecznym – „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma” – to wiem, iż do tamtego kraju, którego doświadczałem tak intensywnie, już nie wrócę. To będzie inne miejsce na Bliskim Wschodzie. Jakie tym razem? Tego dowiemy się już wkrótce.

Myślę, iż najlepszym zakończeniem tego syryjskiego felietonu, w kontekście zmian władzy, i tego, co może czekać ten kraj, będzie fragment „Bajek arabskich nie tylko dla dorosłych”, których autorem jest Syryjczyk mieszkający w Polsce, George Kass.

Pisze on tak: „Zwierzęta zebrały się tłumnie, ponieważ miał do nich przemówić król Lew, aby uczcić dziesiątą rocznicą swego zwycięstwa nad słoniem. Obchody były huczne, zwierzęta uśmiechały się wesoło. Po zakończeniu uroczystości wszyscy wrócili do swych domów, zdjęli maski z radosnym uśmiechem i powiesili je obok masek z wyrazem głębokiego smutku, jakie wkładali dla uczczenia okazji smutnych”.

Przeczytaj również: Syria żyje nadzieją, która leży w nieznanym

Idź do oryginalnego materiału