Dnia 18 września w Kościele obchodzi się jego liturgiczne wspomnienie. Św. Stanisław Kostka jest patronem Inspektorii Warszawskiej, jak również jednym z patronów Polski. Wyprasza łaski dzieciom i
młodzieży.
Stanisław Kostka urodził się w grudniu 1550 roku w Rostkowie – wiosce położonej niedaleko od Przasnysza, w diecezji płockiej, na Mazowszu. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Z dokumentów procesu beatyfikacyjnego wiadomo, iż Stanisław jako dziecko był bardzo wrażliwy.
Ojcem Stanisława był Jan Kostka, od roku 1564 kasztelan zakroczymski, a matką jego była Małgorzata z Kryskich z Drobina. Obie rodziny: Kostków i Kryskich były w XVI wieku dobrze znane.
Stanisław nie był jedynakiem. Miał trzech braci i dwie siostry: Pawła, najstarszego z rodzeństwa (+1607), Wojciecha (+1576), Mikołaja, Annę i drugą siostrę nieznaną z imienia. Śmiertelne szczątki rodziców i braci św. Stanisława spoczywają w kościele parafialnym w Przasnyszu, w kaplicy Kostków.
Jaki był styl życia rodziny Kostków w owych latach, najlepiej przedstawia Paweł Kostka: „Rodzice chcieli, byśmy byli wychowani we wierze katolickiej, zaznajomieni z katolickimi dogmatami, a nie oddawali się rozkoszom. Co więcej, postępowali z nami ostro i twardo, napędzali nas zawsze – sami jak przez domowników – do wszelkiej pobożności, skromności i uczciwości, tak żeby nikt z otoczenia, z licznej również służby, nie mógł się na nas skarżyć o rzecz najmniejszą. Wszystkim tak jak rodzicom wolno było nas napominać, wszystkich jak panów czciliśmy”.
Historia rodziny nie przekazała bliższych danych o latach dziecięcych św. Stanisława. Wspomina tylko jeden szczegół z jego charakterystyki: to, iż był bardzo uwrażliwiony na brutalne żarty.
Może się to wydawać nieprawdopodobne, ale w żywotach świętych czytamy o niezwykłej wrażliwości dzieci na grzech. I tak np. św. Dominik Savio (+1857) w siódmym roku życia z okazji Pierwszej Komunii Świętej zdobył się na takie postanowienie: „Raczej umrę, aniżeli zgrzeszę”. Łaska ma swoje drogi, a dusza dziecka jest na jej działanie szczególnie uczulona.
Nauka w Wiedniu
Pierwsze nauki pobierał św. Stanisław w domu rodzinnym. Jego nauczycielem i wychowawcą przez co najmniej rok był Jan Biliński. W domu przebywał Stanisław do 14. roku życia. Ponieważ w modzie było wtedy wysyłanie paniczów za granicę, rodzice wybrali dla najstarszych synów – Pawła i Stanisława – Wiedeń jako miejsce kształcenia.
Do szkoły jezuitów w Wiedniu uczęszczało wówczas ok. 400 uczniów. Regulamin gimnazjum streszczał się w jednym zdaniu: „Taką pobożnością, taką skromnością i takim poznaniem przedmiotów niech się uczniowie starają ozdobić swój umysł, aby się mogli podobać Bogu i ludziom pobożnym, a w przyszłości ojczyźnie i sobie samym przynieść także korzyść”.
Wzrost duchowy, pragnienie wstąpienia do zakonu
Trzy lata pobytu w Wiedniu – to czas rozbudzonego życia wewnętrznego. Stanisław znał tylko trzy drogi: do kolegium, do kościoła i do domu. Wolny czas spędzał na lekturze i modlitwie. Ponieważ w ciągu dnia nie mógł poświęcać wiele czasu w kontemplację, do której czuł nieprzeparty pociąg, oddawał się jej w nocy. Zadawał sobie nadto pokuty i biczował się. Taki tryb życia nie mógł oczywiście podobać się bratu, wychowawcy i kolegom. Uważali to za rzecz nienormalną, a choćby dla jego zdrowia niebezpieczną. Dlatego w dobrej woli usiłowali Stanisława skierować na drogę postępowania przeciętnego.
Intensywne życie wewnętrzne, nauka i praktyki pokutne osłabiły młody organizm chłopca do tego stopnia, iż w grudniu 1565 roku był bliski śmierci. Stanisław prosił o Wiatyk. Nie spełniono jednak jego prośby. Według własnej relacji św. Stanisława, kiedy był już pewien śmierci, św. Barbara, patronka dobrej śmierci, do której się zwrócił, w towarzystwie dwóch aniołów nawiedziła jego pokój i przyniosła mu Wiatyk.
Również w tej chorobie ukazała się chłopcu Matka Boża i złożyła mu na ręce Dziecię Boże (stąd często święty przedstawiany jest z Dzieciątkiem na ręku). Od Niej, jak sam wspominał, doznał cudownego uleczenia, a także polecenie, by wstąpił do Towarzystwa Jezusowego.
Po całkowitym wyzdrowieniu, kiedy zbliżał się koniec nauki, Stanisław wyznał swojemu spowiednikowi zamiar wstąpienia do Towarzystwa. Chłopiec napisał w tej sprawie do ojca, otrzymał jednak gniewną odmowną odpowiedź. Wtedy Stanisław zaczął szukać innych dróg spełnienia swego ślubu.
Ucieczka z Wiednia, droga do Rzymu
Paweł i Biliński dostali list pożegnalny Stanisława. Postanowili wyruszyć za nim w pogoń. Zrobili to niezwłocznie jednak nie udało im się dogonić Stanisława.
Legenda osnuła tę ucieczkę z Wiednia szeregiem niezwykłych wydarzeń. Jak zaś przedstawiała się cała historia, opisał ją „na gorąco” sam Stanisław w jednym ze swoich listów, pisanym do przyjaciela w czasie ucieczki: „Przebyłem w zdrowiu już połowę drogi. (…) Niedaleko od Wiednia dogonili mnie dwaj moi słudzy, których rozeznałem i przed którymi schowałem się do pobliskiego lasu. W ten sposób uszedłem ich rąk. Przebyłem już wiele wzgórz i lasów. Kiedy koło południa pokrzepiłem znużone ciało u przezroczystego źródła, usłyszałem naraz głos kopyt końskich. Podnoszę się i przyglądam jeźdźcowi. Był to mój brat, Paweł. Popuściwszy cugle podąża ku mnie. Koń w pianie, twarz brata rozpalona bardziej niż słońce. Możesz sobie wyobrazić, mój Erneście, w jakim musiałem być wtedy strachu, nie mając możności ucieczki. Stanąłem dla nabrania sił i pierwszy, zbliżając się do jeźdźca, proszę jako pielgrzym o jałmużnę. Zaczął dopytywać się o swojego brata. Opisał jego ubranie, wzrost i wygląd. Zwrócił uwagę, iż był podobny do mnie. Odpowiedziałem, iż nad ranem tędy przechodził. Na to on, nie tracąc chwili, spiął ostrogami konia i rzuciwszy mi pieniądz popędził w dalszą drogę. Podziękowałem Najświętszej Pannie, Matce mej, i by uniknąć następnej pogoni, skryłem się do pobliskiej groty, gdzie przeczekawszy trochę, puściłem się w dalszą podróż”.
Dnia 28 października, prowincjał zakonu skierował Stanisława wraz z dwoma innymi kandydatami do Rzymu. Dzięki prośbie św. Piotra Kanizjusza przełożony generalny przyjął Stanisława do nowicjatu, który znajdował się przy kościele św. Andrzeja. Było w nim wówczas ok. 40 nowicjuszy, wśród nich 4 Polaków.
Rozkład zajęć nowicjuszy był prosty: modlitwa, praca umysłowa i fizyczna, posługi w domu i w szpitalach, konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i o sprawach kościelnych. W Wiedniu hasłem jego było: „Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć”. Teraz maksymą jego postępowania stało się: „Początkiem, środkiem i końcem rządź łaskawie, Chryste”.
Nowicjat
Nie dane było Stanisławowi zaznać w Rzymie błogiego spokoju. Na wiadomość, iż Stanisław jest w nowicjacie zakonnym, ojciec postanowił go z niego za wszelką cenę wydobyć. Stanisław za poradą przełożonych odpisał ojcu, iż powinien raczej dziękować Panu Bogu, iż wybrał syna na swoją służbę. Wszelkie wysiłki ojca rozbijały się o wolę Stanisława.
Przełożeni pozwolili świętemu już w pierwszych miesiącach roku 1568 złożyć śluby zakonne. Stanisław osiągnął więc już cel. Dnia 1 sierpnia, w uroczystość Matki Bożej Anielskiej, przybył do Rzymu św. Piotr Kanizjusz, zatrzymał się w domu nowicjatu i do adeptów wygłosił konferencję. Prowincjał niemiecki zachęcał nowicjuszy, by tak spędzali każdy miesiąc, jakby miał być ostatni w ich życiu. Po tej konferencji Stanisław rzekł do kolegów: „Dla wszystkich ta nauka świętego męża jest przestrogą i zachętą, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu”. Koledzy zlekceważyli te słowa.
Choroba i śmierć
Za kilka dni miało przypaść święto Wniebowzięcia Matki Bożej. Stanisław z zapałem opowiadał swoim kolegom, jak pięknie muszą ten dzień obchodzić aniołowie i święci w niebie. Potem dodał: „Jestem pewien, iż będę mógł w najbliższych dniach osobiście przypatrzeć się tym uroczystościom i w nich uczestniczyć”. W prostocie serca 10 sierpnia napisał list do Matki Bożej i ukrył go na swojej piersi. Przyjmując Komunię Świętą, prosił patrona dnia, św. Wawrzyńca, o orędownictwo, by mógł odejść z tego świata w uroczystość Wniebowzięcia Maryi. Prośba została wysłuchana. Wieczorem tegoż dnia Stanisław poczuł się źle. Dnia 13 sierpnia gorączka znacznie wzrosła.
W wigilię Wniebowzięcia Stanisław dostał silnych mdłości i zemdlał. Przepraszał wszystkich. Kiedy mu podano do ręki różaniec, ucałował go i wyszeptał: To jest własność Najświętszej Matki. Zapytany, czy nie ma jakiego niepokoju, odparł, iż nie, bo ma ufność w miłosierdziu Bożym i zgadza się najzupełniej z wolą Bożą. Nagle, jak zeznał naoczny świadek, o. Warszewicki, kiedy Stanisław zatopił się w modlitwie, twarz jego zajaśniała tajemniczym blaskiem, oczami przeszedł po otoczeniu. Kiedy go ktoś zapytał: czego sobie życzy, odparł, iż widzi Matkę Bożą z orszakiem świętych dziewic, które po niego przychodzą.
Tuż po północy 15 sierpnia 1568 roku przeszedł do wieczności. Kiedy podano mu obrazek Matki Bożej, nie zareagował już uśmiechem. Wieść o tak pięknej śmierci polskiego Młodzieniaszka lotem błyskawicy rozeszła się po Rzymie. Wbrew zwyczajowi zakonu zwłoki młodzieńca przystrojono kwiatami. Z polecenia generała zakonu ciało włożono do drewnianej trumny, co również w owych czasach w zakonie było rzadkim wyjątkiem. W czasie obrzędów pogrzebowych przybył do Rzymu brat Stanisława, Paweł, z poleceniem ojca, by zmusił świętego do powrotu do domu. Kiedy Paweł ujrzał, jak wielką czcią otoczony jest Stanisław, wzruszył się, co było początkiem jego nawrócenia. W dwa lata potem, gdy otwarto grób Młodzieniaszka, znaleziono jego ciało nietknięte rozkładem.
Kult Świętego
W roku 1605 papież Paweł V zezwolił na zawieszenie obrazu św. Stanisława w kościele św. Andrzeja w Rzymie i na zawieszenie przy nim lamp, jak też wotów. Papież Klemens X w roku 1670 zezwolił jezuitom na odprawienie Mszy Świętej i na odmawianie godzin kanonicznych ku czci Stanisława.
Piotr Le Gros Młodszy wykonał przepiękną rzeźbę św. Stanisława w białym marmurze, polichromowanym. Święty leży na łożu śmierci, jakby słodko spał. Nad nim jest obraz Matki Bożej, która spuszcza na „śpiącego” kleryka z nieba róże. Pod obrazem jest przepiękny wiersz w języku polskim, napisany przez Cypriana Norwida, któremu myśli podsunął właśnie ten wspaniały pomnik:
„W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu, na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru taki, iż widz, niechcący wstrzymuje się u progu, myśląc, iż święty we śnie zwrócił twarz od muru i rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi.
Nad łożem tym i grobem świeci wizerunek Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi i tron opuszcza, nędzy spiesząc na ratunek. Palm, kwiatów wiele aniołowie niosą, skrzydłami z ram lub nogą występują bosą.
Gdzie zaś od dołu obraz kończy się ku stronie, w którą Stanisław Kostka blade zwracał skronie jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci: niby, iż po obrazu stoczywszy się płótnie, upaść ma jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię. I nie zleciała dotąd na ziemię – i leci”.
Szczególnym nabożeństwem do św. Stanisława Kostki odznaczali się wśród świętych: św. Robert Bellarmin (+1623), który miał jego wizerunek nad swoim łóżkiem; św. Franciszek Salezy (+1622), który naszemu Rodakowi poświęcił przepiękny wstęp w swoim traktacie „O litości Bożej”, i św. Jan Bosko (+1888), który wiele razy przypominał swojej młodzieży ciekawsze epizody z życia św. Stanisława.
Źródło: Ks. Wincenty Zaleski SDB, „Święci na każdy dzień”, Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 1989, s. 549-555.
Zobacz także: Św. Stanisław Kostka – święty idol na dziś – Vatican News