Tak często chcemy, żeby
ktoś coś za nas zrobił, zwłaszcza wtedy, gdy coś jest dla nas trudne i nie
zdajemy sobie wtedy sprawy, iż to od nas zależy tak dużo, iż to my musimy
włożyć w daną czynność swoją pracę i swój trud.
Piszę to z własnego
doświadczenia, bo fajnie by było, gdyby oprócz tego, iż Pan mnie uzdrowił,
zniknęłyby jeszcze wszystkie konsekwencje związane z chorobą. One jednak nie
zniknęły. Muszę cały czas pracować, żeby one zniknęły choć po części.
Ale Bóg podarował mi
szereg darów, które są niesamowitą pomocą podczas moich codziennych zmagań. Po
pierwsze jest przy mnie On Sam, mój mąż, a także inne bliskie mi osoby, ale
bardzo ważne jest, iż mi się chce – chce mi się żyć, chce mi się starać i
podejmować trud, chce mi się ćwiczyć, chce mi się próbować kolejny raz, choć za
pierwszym razem nie wyszło.
Wiem, iż nikt tego za
mnie nie zrobi. Oczywiście otrzymam pomoc, ale to ja muszę podjąć walkę o swoją
sprawność.
Jezus dał mi płomień
wiary, a ja muszę rozpalić ten ogień, by płonął coraz bardziej i rozpalał
miłością kolejne osoby.
Ewelina
Szot