Brzask na dzikim pustkowiu. Rozważanie paschalne

10 godzin temu
Zdjęcie: Rzeki


Toczymy nasze wojny na pustyni frustracji. Taki właśnie jest kontekst tych świąt. Przed pustynnym klimatem nie obronią nas doniczki z rzeżuchą, pisanki, ani choćby figurka wielkanocnego baranka.

„Znalazł go w ziemi pustynnej, na pustkowiu, gdzie wyje dzikość;
objął go, uczył, strzegł jak źrenicy oka.
Jak orzeł budzi swe gniazdo, nad swymi młodymi się wznosi,
rozpościerając skrzydła i niosąc je, biorąc na swe pióra”
(Pwt 32,10)

„I był na pustyni czterdzieści dni, próbowany przez Szatana.
I był wśród dzikich zwierząt, i aniołowie Mu usługiwali”
(Mk 1,13).

Czy to wypada, żeby w poranek wielkanocny wracać do tekstów o perypetiach ludu Mojżesza na pustyni oraz o pustynnej próbie Jezusa? Pustynia Wielkiego Postu już za nami… A jednak powrót do tych tekstów może pomóc w radzeniu sobie z innym pytaniem, chyba wymagającym postawienia.

Jak w ogóle przeżywać euforia Rezurekcji w świecie rozsypującego się poczucia bezpieczeństwa – który to świat zresztą nie od dziś sąsiaduje przez cienką ścianę ze światem nędzy i przemocy? Nasze „Alleluja” nie będzie autentyczne, jeżeli spróbujemy to ignorować. Prawdziwa wiara nie jest narkotykiem, nie oznacza ucieczki w myślenie życzeniowe i magiczne.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Wierzyć Chrystusowi to przyjmować nadzieję i przedsmak wybawienia wewnątrz realiów postrzeganych w sposób trzeźwy. Choć „według wiary chodzimy, nie według widzenia” (2 Kor 5,7) – czyli polegamy na czynnikach niedostępnych percepcji – to nie zaprzeczamy rzeczom, które widać dokoła i które nas dotykają, nieraz boleśnie. I choć miewamy, owszem, przypływy nie wiadomo skąd się biorącej otuchy i siły, to przecież wibracje lęku nie znikają na zawsze, a ciężary wciąż potrafią przygiąć do ziemi.

Jak uczy apostolska mądrość, egzystujemy „zawsze umieranie Jezusa w ciele nosząc, żeby i życie Jezusa w naszym ciele się ujawniło” (2 Kor 4,10). Innymi słowy, życie zjednoczonego z nami Zmartwychwstałego promieniuje subtelnie zza horyzontu doświadczeń, w których po trochu obumieramy – ale te mroczne przejścia, znane również Jemu, stają się tunelami prowadzącymi ku światłu.

Znalezieni tam, gdzie się znaleźliśmy

Od wspólnoty Pierwszego Testamentu przejęliśmy opowieść o Exodusie, ilustrującą odkrycie przez dawnych Hebrajczyków Tego-Który-Jest z ludźmi, ratuje z zagrożeń i prowadzi ku pomyślności (spełnieniu). Jego objawienie się było też „znalezieniem” ludu Obietnicy – ale biblijna narracja opisuje raczej tworzenie pewnej całości z pasterskich klanów (Dwunastu Pokoleń) oraz „mnóstwa ludności mieszanej” (Wj 12,38).

Biblijny Izrael jest formowany podczas wędrówki po „pustkowiu, gdzie wyje dzikość” (Pwt 32,10), wręcz kształtowany właśnie przez tę wędrówkę, w której odnajduje się jako znaleziony. Miejscem narodzin świadomej wspólnoty z Bogiem staje się doświadczenie przejścia przez sytuację ekstremalną, doświadczenie pustyni.

W Jezusie Bóg znalazł nas wewnątrz naszego losu, bo znalazł się w naszej sytuacji

Marek Kita

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Pustynia w Biblii ma dwie twarze – jest środowiskiem trudnym i niebezpiecznym, obszarem działań rozbójników i demonów (por. Łk 10,30; 11,24), ale stanowi też przestrzeń ogołocenia oczyszczającego świadomość i otwierającego na Boży głos. Istnieje hebrajska gra słów, w której pustynia, midbar to miejsce mi dabar – „skąd (przychodzi) słowo”. W narracji o Exodusie uchodźca Mojżesz właśnie na pustyni słyszy Boga zniżającego się do ludzkiej biedy. Poznaje święte imię JESTEM (por. Wj 3,14), oznaczające w pierwszym rzędzie obecność dokładnie w tym punkcie, w którym znalazł się człowiek – i w którym jest on znaleziony.

W opowieści o Exodusie pustynia jest przedłużeniem Przejścia (Paschy) Boga przez „dom niewolników” (Wj 20,2) oraz przejścia wyzwolonych w ślad za Nim, w kierunku wolności. Wyjście z Egiptu, z uwięzienia w miejscu eksterminacji (Wj 1,16.22), nie oznaczało bycia od razu w krainie pomyślności i spełnienia, w „ziemi opływającej w mleko i miód” (Pwt 31,20). Łącząc tę wizję Pierwszego Testamentu ze świadectwem o Jezusie będącym „naszą Paschą” (1 Kor 5,7), można spróbować wyjaśnić „pustynny” charakter życia po Wielkiej Nocy.

Wyjście ze zniewolenia tym, co mnie zabija – z pełnej podległości „mieszkającemu we mnie chybianiu celu” (hamartii-grzechowi, por. Rz 7,17), mijaniu się z powołaniem do bycia dzieckiem Miłości (por. 1J 3,1; 4,8.16) – nie wprowadza od razu w sytuację ostatecznego królowania Boga we mnie i świecie. Wciąż jeszcze przywołujemy to królowanie w modlitwie (por. Mt 6,10), choć mamy też jego przedsmak w doświadczeniach „prawości, pokoju i euforii w Duchu Świętym” (por. Rz 14,17).

Podobnie jak biblijny Izrael, również nowotestamentowa Gmina Zwołanych (Ekklēsia) jest „znajdowana” – czyli tworzona przez zbieranie razem osób i grup – w procesie wędrówki przez nie do końca przyjazną scenerię dziejów świata. Jak wiadomo, ludzki świat również ma w Biblii dwie twarze – rzeczywistości stworzonej i ukochanej przez Boga (por. J 3,16) oraz systemu wykreowanego przez nas i jak my chybiającego celu („grzech świata”, J 1,29).

Świat ludzi jest jak biblijna pustynia, obszar wielu „miejsc bezwodnych” (Łk 11,24), pozbawionych życia, choć są w nim też oazy oraz strefy, gdzie można „wypasać stada” (por. Wj 3,1; Łk 15,4). W takim środowisku, w przestrzeni przeplatania się piękna, trudności i grozy, jesteśmy znalezieni i zbierani.

Pustynia serca, świata i Kościoła

Znajdujemy się zatem na pustyni i mamy w sobie pustynię, gdzie nieraz „wyje dzikość” (Pwt 32,10). Widzimy, iż czai się w nas bezwzględny egoizm, odzywają się myśli i odruchy dalekie od rajskich. A bliższe i dalsze otoczenie przybiera czasem postać głuszy pełnej drapieżników. choćby nasza wspólnota Exodusu, gromada Jezusa, okazuje się nie do końca uwolniona od ducha Egiptu (por. Wj 16,3), spętana mentalnością niewolników, a zarazem czcicieli twardej siły.

Bestseller Nowość
  • Marek Kita

Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Książka z autografem

36,00 45,00
Do koszyka
Książka – 36,00 45,00

Mistrz powiedział: „Władcy narodów dominują nad nimi, a ich wielcy używają wobec nich władzy – nie tak będzie wśród was” (Mk 10,42-43). Tymczasem na instytucji kościelnej odciśnięto wzorzec panowania nie Jezusa (Króla-Sługi, por. J 13,3-5), ale raczej cezara… I takiego kształtu Kościoła nie sposób brać za dobrą monetę (por. Mt 22,20-21)!

Istnieje więc kościelna hamartia, mijanie się z powołaniem do jednoczenia osób ludzkich z Bogiem oraz między sobą (por. J 17,21.23). To grzech ignorowania nowości Nowego Testamentu – w którym rozdarta jest zasłona dzieląca sacrum od profanum (por. Mk 15,38) i przyszedł czas kultu „w duchu i prawdzie” (J 4,21.23). Kultu – dodajmy – zogniskowanego na praktyce życia, nie na rytuałach („Miłosierdzia chcę, a nie ofiary”, Mt 9,13;12,7).

Tymczasem klerykalny system dzieli nas w Kościele na wybranych i pospólstwo, zmienia duchowe współodczuwanie (sentire cum Ecclesia) w kontrolę nad sumieniami, a służbę łasce „działającej nieustannie ponad wszelką możliwą kontrolą” – jak to ujmuje papież Franciszek w „Evangelii gaudium” (pkt 112) – w reglamentację korzystania z niej. Klerykalna mentalność udziela się też grupom powstającym „oddolnie”, generując kult liderów i uzależnienie od sztywnych schematów myślenia oraz funkcjonowania. Widzimy przy tym wyraźnie, iż w sytuacjach takiego mijania się z powołaniem Kościół „pustynnieje”, staje się miejscem trudnym do życia oraz matecznikiem drapieżców.

Gdy chodzi o świat życia społecznego i międzynarodowej polityki, to nie trzeba wielu słów – tu „dzikość wyje” (Pwt 32,10) w sposób coraz bardziej oczywisty i dojmujący. Zachowanie przywódców mocarstw przeraża, ale również na skromnym podwórku ojczystym – bynajmniej nie tylko wśród zawodowych polityków – obserwujemy zachowania możliwe do skwitowania biblijną frazą: „Jeśli się nawzajem kąsacie i pożeracie, to uważajcie, żeby się nawzajem nie wyniszczyć” (Ga 5,15). W efekcie blakną najpiękniejsze choćby hasła ze sztandarów i toczymy nasze wojny na pustyni frustracji.

I taki właśnie jest kontekst świąt, które nadeszły. Przed pustynnym klimatem chwili obecnej nie obronią nas doniczki z rzeżuchą, palmy, pisanki, ani choćby figurka wielkanocnego baranka…. Jednak w tej ostatniej możemy dostrzec znak nie happy endu, ale – zgodnie z biblijną narracją – ruszenia w drogę.

W opowieści o Exodusie Izraelici spożyli baranka i wyszli na swój szlak. W Ewangelii Jezus – Baranek nowej i uniwersalnej Paschy (por. J 1,29) – mówi: „Jestem chlebem” (por. J 6,35). Zarówno baranek, jak i będąca chlebem pustyni manna (por. Wj 16,4; J 6,30-35), stanowiły coś, co zjedzone – znikało z oczu i dawało energię w drodze przez „pustkowie, gdzie wyje dzikość” (Pwt 32,10).

Na dzikiej pustyni chwili obecnej Jezus towarzyszy nam nie jako ktoś oglądany w swoim triumfie, ale jako udzielająca się nam dyskretnie energia. I w taki też sposób – pracując w nas od wewnątrz, dając się przyswajać, pozwalając „przetrawić” swój charakter – staje się wzorcem postępowania. Mówiąc biblijnie, staje się naszą drogą (por. J 14,6).

Pustynia nowego Adama

Zgodnie ze wspomnianą wyżej hebrajską grą słów również nasza pustynia trudnych przejść okazuje się przestrzenią, z której wyłania się Słowo Boga. W Nowym Testamencie nie tylko głosi ono Bożą obecność, ale wręcz ją ucieleśnia – gdyż objawieniem słowa/imienia JESTEM okazuje się sam Jezus, nasz wyjątkowy bliźni (por. J 8,58;17,6).

Gdzie Bóg zniża się do poziomu człowieka, tam człowiek jest podnoszony na Boski poziom. Pustynia naszego losu stała się własną pustynią Boga i od wewnątrz windowana jest na poziom nieba

Marek Kita

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Zgodnie z tym, co zapisano w Ewangelii według Mateusza, istnieje mistyczna równoważność między przysługującymi Nazarejczykowi imionami: Jeszua, czyli „Wybawienie”, oraz Imanu El, czyli „Bóg z nami” (por. Mt 1,21-23). Naszym wybawieniem jest właśnie empatyczna obecność Boga między nami i w nas.

W historii życia i śmierci Jezusa oraz w Jego przekraczającym historię definitywnym „wstaniu spośród martwych” (anastasis ek nekrōn) empatia Boga przybiera postać maksymalnie dla nas konkretną. Ten, który i tak dogłębnie nas zna jako Stwórca (por. Ps 139,1), tutaj za pośrednictwem wiecznego Syna („odbicia swej istoty”, Hbr 1,3) towarzyszy nam paradoksalnie „wyzbyty siebie” (Flp 2,7) – doświadczając wszystkiego, co ludzkie, w sposób do bólu ludzki.

A gdy uczłowieczona „Światłość ze Światłości” znów wchodzi w obłok transcendencji (por. Dz 1,9), w Boskie ukrycie (por. Iz 45,15; Mt 6,6), pozostaje wszechobecna bez zerwania tej wspólnoty doświadczeń. Chrystus towarzyszący od wewnątrz, u samych podstaw, każdemu elementowi naszej rzeczywistości – „napełniający wszystko we wszystkim” (panta en pasin plēroumenos, por. Ef 1,23) – pozostaje nie tylko „Bogiem z Boga”, ale również „ostatecznym (eschatos) Adamem” (por. 1 Kor 15,45).

Gdzie Bóg zniża się do poziomu człowieka, tam człowiek jest podnoszony na Boski poziom. Pustynia naszego losu stała się własną pustynią Boga i jest od wewnątrz transformowana w procesie windowania na poziom nieba. Wydaje się, iż doskonałą ilustracją tego procesu jest lakoniczne stwierdzenie z Ewangelii według Marka, iż Jezus „był na pustyni czterdzieści dni, próbowany przez szatana. I był wśród dzikich zwierząt, i aniołowie Mu usługiwali” (Mk 1,13).

Opowiadanie o pustynnej próbie symbolicznie streszcza wchodzenie Boskiego Syna w nasz los i przezwyciężenie – właśnie na poziomie tego losu – sugestii kusiciela, krzywiącego Boże drogi (por. Dz 13,10). Bóg-Słowo, nasz Brat (ucieleśnione JESTEM), okazuje się wypróbowanym towarzyszem, wsparciem i przewodnikiem w życiu będącym paschą-przejściem. Znalazł nas wewnątrz naszego losu, bo znalazł się w naszej sytuacji.

Wizja z Ewangelii Marka, w urzekający sposób przedstawiona przez Moretto da Brescia (ok. 1498-1554) na obrazie „Chrystus na pustyni”, ukazuje odzyskiwanie rajskiego stanu w sercu „pustkowia, gdzie wyje dzikość” (Pwt 32,10). Nowy Adam, Boski Człowiek, siedzi wśród skał w pobliżu rachitycznego, ale zielonego drzewa, spokojny i zamyślony. Otaczają Go dzikie zwierzęta, które wydają się pełne szacunku, a tuż za Jego plecami unoszą się postacie aniołów. W surowej scenerii obserwujemy manifestację harmonii człowieka i natury, nieba i ziemi.

Ten przebłysk ostatecznego pokoju (por. Iz 11,6-9) pozostaje dyskretnie obecny również na pustyni naszego dzisiaj (które jest momentem zbawienia, por. 2 Kor 6,2). Trwa tuż nad horyzontem codziennych doświadczeń, jak rysujący się cieniutką kreską brzask. Tak, zmartwychwstanie pozostaje od dwóch tysięcy lat porankiem, świtem, promieniowaniem „Wschodu z wysokości” (Anatolē eks hypsous, Łk 1,78), który jeszcze nie ogarnął całego widnokręgu. Jednak „noc się posunęła, a dzień się przybliżył” (Rz 13,12).

Uosobienie świtu, Chrystus, który nas znalazł na pustyni losu, znalazłszy się tu z nami, obejmuje nas (dosłownie: „otacza”) i w tym otuleniu jasną, dobrą bliskością „uczy i strzeże” (por. Pwt 32,10). Duchowo budząc zbieraną z rozsypki Ekklēsię jako „gniazdo” swoich dzieci, podnosi ufających Mu na swój poziom – wewnętrznie uskrzydlając, „biorąc na swe pióra”.

Idź do oryginalnego materiału