Choć Fosse odżegnuje się od biograficzności swojego pisarstwa, to wiara i literatura są u niego jak awers i rewers tej samej monety. Jedno i drugie wyrasta z cierpienia.
W słowniku teologicznym Jona Fossego powtarzają się nieustannie: milczenie, ciemność, cierpienie. Fosse jest gorliwym apofatykiem, zwolennikiem teologii negatywnej. Istnienia Boga nie da się według niego udowodnić. Trzeba Go doświadczyć. Bóg objawia się, gdy człowiek jest w stanie rozpaczy, przychodzi poprzez nieobecność, przemawia ciszą.
Wywiad „Misterium wiary” (tłum. Iwona Zimnicka), przeprowadzony przez Eskila Skjeldala, który sam jest byłym pastorem luterańskim po konwersji na katolicyzm, koncentruje się na dwóch wymiarach życia pisarza: literaturze i wierze. Choć sam Fosse odżegnuje się od biograficzności swojego pisarstwa, to wiara i literatura są u niego jak awers i rewers tej samej monety. Jedno i drugie wyrasta z cierpienia.
Paradoks Boga
Punktem wyjścia dla koncepcji wiary czy osobistej teologii norweskiego pisarza jest założenie, iż Bóg jest kimś zupełnie innym niż wszystko, co znamy i potrafimy dostrzec czy zrozumieć. „Bóg jest w zupełnie inny sposób niż wszystko inne, co istnieje” – mówi Fosse. W konsekwencji, istnienia Boga nie da się udowodnić, i to nie tylko dlatego, iż jest to po prostu niemożliwe, ale także dlatego, iż sam Bóg się tego nie domaga („Dlaczego Bóg ma udowadniać, iż istnieje”?). „Wydaje mi się, iż niemożliwe jest przekonanie kogoś w sposób racjonalny do prawdy religijnej, nie da się uargumentować takiego przekonania, wiary. Trzeba coś przeżyć” – uważa pisarz.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Początkiem jest według Fossego doświadczenie (które można by za Peterem Bergerem nazwać sygnałem transcendencji), ale nie racjonalne wnioskowanie. Tak rozumiany Bóg – co oczywiste – nie może się objawić człowiekowi w jakiejś namacalnej bezpośredniości. „Nie sądzę, aby to, co epifaniczne, mogło objawić się wprost. Ono się ukazuje w ukryciu, jako negacja, a przynajmniej poprzez coś innego” – twierdzi Fosse.
Przyjęcie takiej koncepcji Boga ma określone konsekwencje. Jedną z nich jest odrzucenie koncepcji Boga wszechmocnego w klasycznym ujęciu. „Wiara we wszechmocnego Boga w takim sensie, iż to On wpływa na wszystko, co się dzieje, jest dla mnie zupełnie nie do zaakceptowania, jest sprzeczna z moją wiarą” – deklaruje Fosse. Tak rozumianej wszechmocy Boga nie da bowiem się pogodzić z istnieniem zła.
Jak wszystko u Fossego, także wszechmoc Boga jest pojmowana w kategoriach paradoksu i negacji. „Bóg jest wszechmocny przez swoją niemoc – uważa noblista – poprzez swoją miłość i naszą wolność. […] ukrzyżowany Bóg to Bóg ogarnięty niemocą. To Bóg zwyciężający poprzez swoją niemoc. To chrześcijański Bóg, o którym Jezus nauczał i którym sam był. To dziwna dialektyka, iż możesz być możny poprzez niemoc, ale tak jest. […] Bóg rządzi swoim królestwem poprzez swoją niemoc. A w tej niemocy tkwi ogromna moc. Taki to paradoks”.
Niebezpieczeństwo i ocalenie
Jeśli przyjmiemy taką wizję Boga, to staje się czymś absolutnie oczywistym, iż nie może się On objawić człowiekowi poprzez manifestację mocy, ale jedynie poprzez niemoc. Objawia się człowiekowi wtedy, gdy dzieli z nim jego ludzką słabość. „Cierpienie i rozpacz – przyznaje Fosse – doprowadziły mnie do wiary. […] Wiara przyszła do mnie poprzez cierpienie i ból. […] Zbliżyłem się do niej poprzez depresję i lęk, a częściowo również poprzez autodestrukcję skutkującą alkoholizmem”.
Pisarz uważa, iż nie jest to tylko jego odosobnione doświadczenie. „W zasadzie jestem pewien – twierdzi Fosse – iż to rozpacz, nie wątpliwości, doprowadziła wielu ludzi do wiary. Lub przynajmniej umocniła ich w wierze. Bóg jest najbliżej w ciemności spowodowanej przez lęk. […] Hörderlin mówi tak pięknie: «tam, gdzie niebezpieczeństwo / tam też jest ocalenie». Tak mniej więcej, cytuję z pamięci”.
Teologia negatywna Fossego znajduje więc swój punkt graniczny w pozytywnej teologii osoby Jezusa
ks. Andrzej Draguła
Przywołany przez Fossego fragment z poematu „Patmos” Hörderlina w tekście oryginalnym brzmi dokładnie tak: Wo der Gefahr ist, wächst das Rettende auch. Zdanie to należałoby przetłumaczyć następująco: „Lecz gdzie jest niebezpieczeństwo, tam rośnie także to, co ocala”.
Nie ma niebezpieczeństwa bez jednoczesnego ocalenia. „Bo tam, gdzie rozpacz osiąga swoją granicę, tam jest Bóg” – mówi Fosse, który – jak przyznaje w wywiadzie – chciałby to zdanie wyboldować, ponieważ jest dla niego tak ważne. W każdym negatywnym doświadczeniu obecny jest jednocześnie Bóg z ocaleniem. Oczywiście, nie chodzi o bezpośredni ratunek, interwencyjne działanie Boga, który dokonuje cudu. Chodzi ocalenie zbawcze, ostateczne, nadprzyrodzone.
Pustka i pełnia
W tym miejscu pojawia się osoba Jezusa Chrystusa. Fosse nie pozostaje na etapie tego, co można by nazwać wiarą filozoficzną, to znaczy taką, która jest wyłącznie ludzką reakcją, a adekwatnie racjonalną kalkulacją w odpowiedzi na negatywne doświadczenie. Bóg nie jest religijną hipotezą, koniecznym wyjaśnieniem, plastrem na ranę. Bóg nie jest Wielkim Analgetykiem, który przychodzi z uśmierzeniem bólu poprzez jakąś obietnicę przyszłego pocieszenia albo jako konieczność, która czyni ból w jakimś sensie sensownym. Pisarz przechodzi od wiary filozoficznej do wiary objawionej, której przedmiotem i adresatem jest Jezus Chrystus. „Wierzę – wyznaje Fosse – iż istnieje związek między Bogiem i Jezusem Chrystusem, który żył i został ukrzyżowany, a mną. I w to, iż Jezus Chrystus może zbawić ludzkość, również mnie”.
Teologia negatywna Fossego znajduje więc swój punkt graniczny w pozytywnej teologii osoby Jezusa Chrystusa. Nawiązując do myśli buddyjskiej i chrześcijańskiej tradycji mistycznej, noblista stwierdza: „Można zatem powiedzieć, iż Bóg jest pustką”. Ale „pustka” nie jest ostatnim słowem Boga. „W tym miejscu wkracza Jezus Chrystus i – można powiedzieć – zmienia pustkę w pełnię, w coś, do czego my, ludzie, możemy się odnosić poprzez słowa, poprzez język. Bóg opuścił swoją pustkę i poprzez Jezusa Chrystusa stał się człowiekiem oraz językiem”. To co w Bogu jest niewypowiadalne, w Chrystusie zostało wypowiedziane.
Ze strony Boga odpowiedzią na cierpienie nie jest żadna tania pociecha lepszej przyszłości, doczesnej czy wiecznej. Odpowiedzią na cierpienie człowieka jest cierpienie Boga Jezusa Chrystusa, który – jako jedyny – może cierpieć sensownie. „Krzyż – wyznaje noblista – przyjmuje cierpienie i zmienia w coś, co cierpieniem nie jest. Śmierć może być rozumiana jako cierpienie i często bywa bolesna. Człowiek w śmierci to człowiek w swojej największej udręce niemocy. Ale wraz z krzyżem i ze śmiercią Chrystusa na krzyżu, poprzez zmartwychwstanie, zmienia się w przeciwieństwo cierpienia, zmienia się ciszę, można powiedzieć: w pokój. W pokój i miłość”.
Bóg bliski
Takie pośrednie objawienie się Boga człowiekowi, objawienie poprzez cierpienie jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek jest otwarty na doświadczenie graniczne. Człowiek jest dla Fossego Heideggerowskim „bytem ku śmierci” (Sein zum Tode): „Życie, egzystencja, wiąże się z tym, iż człowiek w każdym momencie stoi twarzą w twarz z końcem, śmiercią, ba, człowiek może choćby w każdej chwili sam narysować tę kreskę. Życie oznacza wolność-ku-śmierci”.
Świadomość życia w sytuacji granicznej powinna prowokować człowieka do stawiania pytań filozoficznej natury: „Rozejrzyj się raczej wokół siebie, popatrz na góry, na niebo, na gwiazdy i zadaj sobie pytanie, czym to wszystko jest, dlaczego jest. Czy istnienie tego ma jakieś znaczenie? Dlaczego to w ogóle istnieje? Z jakiegoś powodu czy tylko zupełnym przypadkiem?”. Niestety, współczesny człowiek zagłusza ten stan filozoficznego zdumienia: „Aby uciec przed samym sobą, człowiek próbuje się rozpłynąć, zniknąć w świecie, w codzienności, w styczności z rzeczami. Zatracić się w przeciętności, czyli w tym, z czym w naszych czasach coraz częściej ma do czynienia w świecie mediów, zwykle w postaci strywializowanej kultury popularnej”.
- Ks. Andrzej Draguła
Ekstaza miłosiernego Samarytanina
Takie banalne w gruncie rzeczy życie, życie pozbawione istotności, uniemożliwia rozpoznanie obecności Boga, który – według Fossego – jest w zasięgu każdego człowieka: „[…] wydaje mi się, iż każdy może poczuć, jak blisko jest Bóg, jeżeli tylko dostatecznie się wyciszy. Przypomina mi się jeszcze jeden cytat z Hörderlina: «Bliski jest Bóg / i trudny do pojęcia» [Nah ist. Und schwer zu fassen der Gott]. Mniej więcej tak. Bóg jest całkiem blisko i bardzo daleko. Kwakrzy mówią o mistyce codzienności, o wyczuwaniu Boga w dniu powszednim. To piękna i przydatna myśl. Wystarczy tylko bowiem otworzyć oczy i patrzeć, wystarczy słuchać”.
Fossemu bliska jest zarówno filozofia buddyjska, jak i kwakierska tradycja milczenia[1]. Obie one akcentują wartość wewnętrznego doświadczenia, uważności i zwyczajności. Popularne stwierdzenie mówiące, iż Bóg przemawia w ciszy, dla Fossego staje się fundamentalnym założeniem poznania Boga. Bóg jest blisko, ale Jego „milczącą mowę” można usłyszeć wyłącznie wtedy, gdy samemu się milczy.
Ze wszystkimi świętymi
Konsekwencją wiary chrystologicznej jest wiara eklezjalna. Akt konwersji i przyjęcie sakramentu bierzmowania jest jednocześnie wkroczeniem do społeczności Kościoła katolickiego. Przypomnijmy, iż Fosse należał wcześniej do państwowego Kościoła Norweskiego, wspólnoty tradycji luterańskiej.
Na pytanie, czy jego „wiara musiała być katolicka, żeby przeżyć”, Fosse odpowiada: „Nie. Wiara nie potrzebuje żadnego Kościoła. Ale ja jako człowiek, jako Jon, go potrzebuję. Przynajmniej na tym etapie, na którym jestem. Potrzebuję mszy i modlitwy. Kościół katolicki przypuszczalnie lepiej poradziłby sobie beze mnie niż ze mną, ale nie odwrotnie. Rytualny, można powiedzieć, udział w społeczności świętych, liczącej tylu ludzi […], wypełnia mnie wdzięcznością. I przydaje poczucia bezpieczeństwa w tej ciszy, którą szukam w głębi siebie, w swoim wnętrzu, gdzie jestem zupełnie sam. Ale w pewnym sensie wszyscy jesteśmy tam również razem”.
W Kościele katolickim ważne są dla Fossego dwie rzeczywistości: Msza św. oraz wspólnota z innymi wierzącymi, a adekwatnie – używając katolickiej terminologii – obcowanie świętych. „[…] dobrze jest móc podzielać wiarę i z innymi, klękać przed świętością, przystępować z innymi maluczkimi do komunii” – mówi ten katolicki konwerytyta.
Czym jest dla niego Msza św.? „Katolicka msza przynosi odpoczynek ciału i pokój duszy. Daje spokój. Od pierwszej chwili zmierza ku przeistoczeniu, konsekracji i komunii, kiedy choćby taki nicpoń jak ja, który siedzi w ostatniej ławce, na samym jej skraju, może uczestniczyć w wielkim obcowaniu świętych, żywych i umarłych. Osobiście bierze udział w misterium wiary i staje się jego częścią”.
Akt buntu
Wątek wspólnoty zbudowanej na relacjach nadprzyrodzonych i wykraczających poza świat widzialny jest dla Fossego szczególnie ważny. Pisarz ma świadomość tego, iż Msza św. nie jest jedynie aktem indywidualnej pobożności, ale uczestnictwem w mistycznym Ciele Chrystusa, we wspólnocie z Głową tego Ciała i z Jego członkami. „Podczas komunii, w której skupia się misterium wiary, stoję wyprostowany naprzeciw świata, stoję z tyłu, ale w mistyczny sposób jestem w ukrzyżowanym Chrystusie. Wystawiony na wyzwiska i drwiny” – mówi Fosse.
Ta ostatnia wzmianka o wyzwiskach i drwinach ma nie tylko odniesienie do osoby Jezusa, ale także do osoby samego Fossego. Wspominając o swoim uczestnictwie we Mszy św. i przyjmowaniu Komunii, pisarz przyznaje, iż niejeden „patrzący z zewnątrz uważa, iż to żenada”. We współczesnym społeczeństwie wiara jest aktem kontrkulturowym, buntem wobec trendów dominujących w intelektualnym mainstreamie.
Popularne stwierdzenie mówiące, iż Bóg przemawia w ciszy, dla Fossego staje się fundamentalnym założeniem poznania Boga. Bóg jest blisko, ale Jego „milczącą mowę” można usłyszeć wyłącznie wtedy, gdy samemu się milczy
ks. Andrzej Draguła
„Jeśli możemy mówić o jakimś buncie w społeczeństwie norweskim – mówi Fosse – zresztą nie tylko tam, ale w ogóle w środowisku intelektualistów europejskich, to jest nim właśnie przejście na katolicyzm i nazywanie się wierzącym. Mam wrażenie, iż nigdy mocniej się nie zbuntowałem, niż przechodząc na katolicyzm. […] Dla mnie bierzmowanie w wieku pięćdziesięciu kilku lat było wyrazem buntu. To oczywiste. Buntu przeciwko cielesności, zafiksowaniu na seksie, antyduchowości, pozytywistycznemu społeczno-technicznemu materializmowi”.
Trzeba przyznać, iż Fosse jest bardzo krytyczny wobec współczesnej kultury skupionej „na treningu, diecie i ciele”. Wiara jest dla niego sprzeciwem wobec powierzchowności życia.
Apofatyka literacka
Na koniec kilka słów o Fossego koncepcji literatury. Norweski noblista jest konsekwentny w swoim apofatycznym myśleniu, które objawia się także w jego rozumieniu wszelkiej twórczości. Także i tutaj pojawiają się te same słowa-klucze: rozpacz, słuchanie, milczenie, ciemność. „Uważam, iż literatura ciężka od rozpaczy wskazuje na coś odwrotnego: na spokój i pokój Boży” – twierdzi Fosse. Tylko takie utwory „to dzieła objawieniowe, epifaniczne”.
Fosse jest przeciwnikiem definiowania literatury (i wszelkiej sztuki) za pośrednictwem kategorii kreatywności czy też wymyślania czegokolwiek. Zadaniem artysty jest wsłuchiwać się – „i dopiero wyrazić to na piśmie, na tyle, na ile się da. Wszystko jedno w jakim gatunku”. Motyw słuchania powraca kilkakrotnie. „Dla mnie pisanie jest słuchaniem. Pisanie to słuchanie w wielkim stylu. […] Kiedy człowiek słucha, to milczy. Kiedy słuchasz, pozwalasz, żeby coś było do ciebie mówione. I to zapisujesz” – mówi pisarz.
Podobnie jak to było w mowie noblowskiej, tak i w wywiadzie Fosse przyznaje, iż niejednokrotnie ma wrażenie, iż tekst jest już napisany, iż już istnieje, a jego zadaniem jest tylko go zapisać. Ten tekst do niego przychodzi z zewnątrz: „to nie ja piszę, to pisało coś we mnie, co nie było mną. Powstały wiersze, opowiadania, sztuki teatralne, których nie wymyśliłem. Ukazało mi się coś, o czym wcześniej nie wiedziałem”. I jeszcze: „Nie rozumiem, co się dzieje w trakcie samego procesu pisania. Nigdy nie zdołam wymusić z siebie wiersza. Przyjmuję go jako dar. Nie ośmielę się użyć określenia «dar łaski». To zbyt wielkie słowa, brzmią niemal bluźnierczo. Ale tak, mam do czynienia z darem”.
Na pytanie, czy jego teksty inspiruje Bóg, Fosse odpowiada z daleko idącą powściągliwością: „Nie, żadną miarą nie ośmielę się tak powiedzieć. Nie uważam, iż tak jest”. Jednocześnie jednak przyznaje, iż postrzega akt pisania „jako coś w rodzaju modlitwy”. I znów wracamy do apofatyki: „Modlitwami są zwłaszcza moje najwcześniejsze książki, te najbardziej ponure”. Jego utwory są modlitwą rodzącą się z doświadczenia rozpaczy.
Misterium ciszy
Najważniejszym aktem człowieka jest według Fossego słuchanie. Ze słuchania rodzi się zarówno wiara, jak i twórczość. Porównajmy jeszcze dwie wypowiedzi noblisty. Pierwsza odnosi się do procesu pisania: „Piszę tak, jak piszę. Nie staram się. Słucham. Wsłuchuję się w milczącą ciemność i dalej zamierzam tak robić”. Druga odnosi się do wiary: „Jedyne, co możemy zrobić, to słuchać, milczeć, słuchać, wsłuchiwać się w ciszę, w to, co mamy z Boga w sobie”.
We współczesnym świecie, w którym dominuje wizualność, w „społeczeństwie spektaklu”, jak je nazwał Guy Debord, Fosse z powracającym wezwaniem do słuchania brzmi chyba choćby bardziej archaicznie niż kontrkulturowo. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż w ten sposób noblista wpisuje się w długą tradycję postrzegania słuchania jako aktu sakralnego, który często przeciwstawiany jest widzeniu prowadzącemu do idolatrii.
Choć katolicyzm jest wyznaniem, w którym – jak się wydaje – zachowano równowagę między słyszeniem i widzeniem, to przebijający się przez wywiad apel o przywrócenie słuchaniu jego dominującej roli wart jest – nomen omen – usłyszenia. Tylko bowiem w ciszy można usłyszeć Mówiącego.
[1] Kwakrzy, oficjalnie Religijne Towarzystwo Przyjaciół, to chrześcijańska wspólnota religijna kładąca nacisk na osobiste, wewnętrzne objawienie i bezpośredni kontakt z Bogiem bez pośrednictwa duchownych czy obrzędów. Istotnym elementem „nabożeństwa” kwakierskiego jest wspólne trwanie w milczeniu.

5 godzin temu















