Błog. KONRAD z Piazenzy, wyznawca, tercjarz franciszkański (19 lutego)

mocniwwierzeuplf.blogspot.com 21 godzin temu

Błog. KONRAD z Piazenzy, wyzn. III. Zak.

(19 lutego)

W Lombardyi, w mieście zwanem Piazenza; urodził się w roku 1290, ze znakomitego i z cnót rycerskich słynnego rodu nasz błogosławiony Patron, imieniem Konrad. Wychowany wśród dostatków, zabawiał się chętnie szermierką, turniejami i łowiectwem. Zwłaszcza do łowów był bardzo zapalonym i to tak dalece, iż choć się z dostojną i zacnego rodu dziewicą Eufrozyną ożenił, to choćby dla niej, choćby dla ogniska domowego, nie chciał się poskramiać w swej żyłce myśliwskiej. Razu pewnego zdarzyło się, iż ścigając zwierza dostać go nie mógł, bo mu się w silną zaszył gęstwinę. Chcąc go stam tąd wykurzyć podpalił krzaki, ale w tej chwili silny wiatr taki rozniecił ogień, iż nie tylko znaczna część lasu spłonęła, ale pożar gnany wichrem przerzucił się na dojrzewające już łany zboża i takowe wszystkie doszczętnie wypalił. Na widok takiej klęski i pożogi istny dzień sądny nastał w Piazenzy. Właśnie, gdy Konrad przerażony swym czynem niepostrzeżenie zdołał się dostać do domu, wysłało miasto silne oddziały straży, by otoczyły, las i szukały. A był tam w tej chwili w lesie ten wieśniak, który wyszedł, by z tej; orzekli nazbierać sobie trochę leśnych niedopałków. Tego schwycono i jako takiego, Który jeszcze w ręku miał dymiące żagwie, stawiono przed sądem. Biedak, który był P. Bogu ducha winien, początkowo się bronił jak mógł i do niczego nie przyznawał, ale gdy go wzięto na straszne tortury, chcąc się od tak owych bodaj na chwilę uwolnić zeznał, iż to on las podpalił. Nie przewidywał nieszczęśliwy, iż z deszczu w padnie pod rynnę. Tak się też stało, sędziowie bowiem na podstawie jego własnego zeznania wydali wyrok skazujący go na śmierć i zaraz porwano go, by wieść na miejsce stracenia.

Wśród nieopisanego zgiełku i przekleństw wiedziono nieszczęśliwego skazańca po pod okna domu Konradowego. W tej chwili z niesłychaną gwałtownością przemówiło sumienie Konradowe. Nie mógł ścierpieć, by niewinny tak straszną zań karę ponosił. Wybiegł z domu, przedarł się przez tłumy, docisnął się aż do sędziów i tu głośno, wobec wszystkich przyznał do winy. Przyrzekł też, iż z majątku swego wszystkie wynagrodzi straty. Ze zdumieniem słuchano tego zeznania; pewne współczucie zrodziło się wśród tłumów dlatego 25-letniego rycerza, który, aby ura tować niewinnego biedaka, niepomny na groźne dla siebie skutki, tak odważnie przyznał się do winy. Lud wołał, by mu darowano życie, byle tylko szkody nagrodził. Tak się też stało. Biedny wieśniak, już ledwie ze strachu żywy, został wypuszczony na wolność, a Konrad udał się do domu swego, by w porozumieniu z młodą swą małżonką wynagrodzić pokrzywdzonych. W tej dopiero chwili okazało się, ja k straszne skutki pociągnęła za sobą myśliwska pasya Konrada. Na zwrócenie strat bowiem, poszedł cały majątek Konrada, cały posag jego żony, musiał jeszcze żebrać pomocy u krewnych i przyjaciół i ledwie z wielką biedą pokrył wywołane pożarem straty. Z wielkiego pana atoli, stał się od razu nędzarzem, i nader dotkliwie przekonał się, ja k marne i niepewne są dobra tego świata. W dodatku odsunęli się odeń dawni przyjaciele jakby w obawie, by dalszych zasiłków i pomocy od nich się nie domagał. Złamało to wszystko Konrada i cieniem smutku zaległo jego duszę. ale tejże chwili zaczęła nań działać łaska Boża. Pod jej tchnieniem zrozumiał, iż nie bez dopuszczenia Pańskiego to wszystko się stało, widocznie nie chciał go Bóg mieć bogatym, dostojnym , świetnym rycerzem i zapalonym myśliwym — widocznie na inne tory go wzywał — do życia ubogiego, wzgardzonego i po kutnego. Niechże się tedy dzieje wola Boża — pomyślał i udał się do swej młodziuchnej żony, by jej oświadczyć, iż chce rzucić świata rozpocząć pokutę. ale jakież było jego zdziwienie, gdy wśród łez cichych i serdecznych powiedziała mu żona, iż z całej duszy pochwala krok jego, gdyż i sama chce zawsze zamknąć się w murach zakonnych klasztoru PP. Klarysek. Zrozumiał teraz Konrad, iż nad nimi spełniła się wola Boża i już ze zupełnem zdaniem się na P. Boga odprowadził swą Eufrozynę do zakonnic.

Sam wziął kij pielgrzymi w rękę i rozpoczął nowy zupełnie żywot. Przede wszystkiem przyjął habit III. Zakonu od Pokuty i zaczął zwiedzać miejsca święte. Nadzwyczajna je­dnak ostrość żywota, niesłychane umartwienia, jakim się oddawał, wreszcie posty ścisłe i żar modlitwy, jak im się odznaczał, zaczęły zwracać na niego uwagę ludzką. Otaczano go coraz większą czcią, często obiło się mu o uszy, ja k go nazywano świętym. To wszystko drażniło głęboką pokorę Konrada, uciekał przeto z miejsca na miejsce; tak zwiedził Rzym i Neapol, wreszcie wyprawił się za morze i dotarł do Sycylii. Tu niedaleko Syrakuz, pod miasteczkiem zwanem Noto, osiadł w znalezionej wśród gór jaskini i zdała przed okiem ludzkiem wiódł żywot pokutny, umartwiony i ukryty. Całych 36 lat przebył tu Konrad wśród strasznych nieraz pokus rozpaczy, zwątpień i ucisków , aż wreszcie wszystko pokonał i przy Bogu wiernie wytrwał. Licząc 61 lat wieku zgasł; po krótkich przedśm iertnych cierpieniach i jak za życia pragnął, pochowany został w kościele św. Mikołaja w Noto. Do grobu jego zaczęto pielgrzymować z daleka, coraz liczniejsze cuda skłoniły Leona X, iż zatwierdził cześć jego, mieszkańcy No to sprawili na jego święte szczątki wspaniałą trumnę srebrną, wreszcie Papież Urban VIII. w r. 1626 wobec coraz w zrastającej jego chwały pośmiertnej ogłosił go Świętym. Niech Bogu za to będzie cześć i chwała. Amen

Uwagi nad żywotem

I. Któż nie przyzna, iż krok Konrada był bardzo wspaniałomyślnym? Wszakże nie z jego rozmyślnej woli i winy wyniknęła tak znaczna szkoda, a jednak nie waha się wcale, woli zostać raczej nędzarzem, niż mieć ludzką na sumieniu krzywdę. Podobnym się stał w tem do onego Zacheusza, który na widok Boskiego Mistrza w swym domu, rzekł: Oto Panie, jeślim kogo w czem oszukał, wracam w czwórnasób (Łuk. 19. 8). Konrad choć naocznie nie widział Zbawiciela, ale Jego łaskę czuł w sercu i nią powodowany, tak I wspaniałomyślnie postąpił. To też Bóg hoj-aie go za to wynagrodził. Bez tego fatalnego przypadku w lesie, byłby Konrad w prawdzie bogatym, w oczach ludzkich panem wielkim, ale któż wie, jak daleko byłby zaszedł w swej pasyi myśliwskiej. Za tą jedną namiętnością byłyby się w nim z pewnością rozwinęły inne i przed sądem Bożym byłby stanął maluczkim, może choćby bez zasług żadnych, lub co gorsza, z grzechami wielkimi. W tern grom Pański go powala, traci majątek, żonę i przyjaciół, ale znachodzi Boga w swem sercu i święty zapał do pokuty. Zaprawdę! nieszczęście Konradowe istotnem stało się dlań szczęściem.

II. Czem też Konrad wysłużył sobie tak przedziwne miłosierdzie Boże nad sobą? Oto owem hojnem wynagrodzeniem wszelkiej krzywdy, jaką zrządził swą namiętną zabawką. Tak i my czyńmy. Skoro nam tylko sumienie wyrzuca jakąśkolwiek ludzką krzywdę usiłujmy ją natychmiast naprawić, szkolę wynagrodzić, rzecz przywłaszczoną zwrócić. Choćby nas to wiele kosztować miało, dopełnić tego należy. Mówi Duch święty przez usta Ezechiela: jeżli niezborny będzie pokute czynił z grzechu swego... a będzie czynił sąd i sprawiedliwość, i wróci zastawę i łupież odda... a w przykazaniach żywota chodzić pocznie.... żywotem żyć będzie a nie umrze (Ezech. 33. 14). To znaczy: miłosier- nym okaże się Pan temu, kto krzyw dę nagrodzi. ale kto nie nagrodzi, to biada mu, bo mówi Augustyn święty: „nie przebaczy Bóg grzechu tak długo, póki się wziątku pokrzywdzonemu nie zwróci. Nie cierpcież na sumieniu tak nieznośnych ciężarów, które tyle pomsty Bożej nawodzą; wynagradzajcie krzywdy, wydzierstwa i wszelkie wziątki, a gdy wam wstyd, lub o dobre imię chodzi, to idźcie do spowiedzi, a kapłan wam poradzi, co czynić. To jedno pamiętajcie, iż sama spowiedź grzechu z krzywdy idącego nie gubi — ale zadość uczynienie i wynagrodzenie miejsce mieć musi.

III. A cóż zrobić, jeżeli ktoś wynagrodzić krzywdy nie jest w stanie? Na każdy sposób najpierw szczerze otworzyć swe sumienie na spowiedzi kapłanowi. Już on tam poda sposób zaradczy. Jeśliś tak biednym, iż faktycznie nic nie posiadasz, to dobądź z głębi duszy te skarby, jakie każdy dobry katolik w niej posiada. Wszakże nic ci nie przeszkadza modlić się za pokrzywdzonym ; ofiaruj zań P. Bogu te msze święte, których słuchasz, te uczynki pokutne, których dopełniasz, te wreszcie czyny dobre, na jakie się zdobyć potrafisz. A gdyby coś jeszcze do zadośćuczynienia nie dostawało, to proś pokornie Boga, by to uzupełnić raczył i wynagrodzić to pokrzywdzonemu, czego ty już wykonać nie jesteś zdolen. Pamiętajmy jednak, iż nie tylko krzywdziciele czynnie do tego zadośćuczynienia są obowiązani, owszem i myśmy Bogu winni wynagrodzić naszą opieszałość w Jego służbie, naszą nieczułość na jego święte natchnienia, naszą zmysłowość; i nasz opór Jego świętej woli. Niech wierne posłuszeństwo przykazaniom i zupełne zaparcie się siebie będzie P. Bogu zadośćuczynieniem za dotychczasowe błędy nasze.


Dzwonek III Zakonu S. O. N. Franciszka Serafickiego. R.12, nr 2 (luty 1896), str.34-42

Idź do oryginalnego materiału