Aniołowie bezimiennych ofiar sowieckich łagrów

kjb24.pl 4 godzin temu

Zanim ukazał się Archipelag Gułag w 1973 roku, dzieło wybitnego rosyjskiego pisarza Aleksandra Sołżenicyna, demaskujące ludobójczą machinę sowieckich łagrów, to opisał je dokładnie prawie dwadzieścia pięć lat wcześniej, emigracyjny polski pisarz Gustaw Herling-Grudziński, w dziele pt. Inny świat (1949).

Historie ze świata aniołów – ks. prof. Henryk Skoczylas CSMA

Dzieło to jest przetłumaczone na wiele języków i jego nakłady są ciągle wznawiane, co dowodzi, iż ta książka żyje, iż jest potrzebna, iż ludzie chcą znać prawdę o potwornym XX stuleciu.

Grudziński trafił do sowieckich łagrów w połowie 1940 roku jako dwudziestolatek, a wydostał się z nich będąc już u kresu sił w 1942 roku, dzięki układowi Sikorski-Majski, który uwolnił tysiące Polaków przebywających w sowieckich łagrach. Grudziński utrzymuje, iż skutki rewolucji rosyjskiej pod względem liczby ofiar i czasu trwania były dla ludzkości znacznie bardziej katastrofalne niż niemiecki nazizm, czy włoski faszyzm. Niemcy wykazali swój „geniusz” okrucieństwa, tworząc komory gazowe, ale jeszcze większymi „zdolnościami” brutalności wykazali się Rosjanie.

Rosjanin Warłam Szałamow, który w łagrze na Kołymie przeżył siedemnaście lat, w Opowiadaniach kołymskich nazwał sowieckie łagry „białymi krematoriami”. Prawda jest taka: sowieci są odpowiedzialni za zamordowanie, niekiedy w bardzo brutalny sposób, ponad stu milionów ludzi. Normalnie każdy łagier liczył od dwóch do trzech tysięcy więźniów. A zatem w istniejących wówczas ponad 100 sowieckich łagrach musiało przebywać przynajmniej 20 milionów więźniów.

Więźniowie polityczni przy budowie Kanału Białomorsko-Bałtyckiego, 1932

Jak podaje Grudziński, łagier był narzędziem zabijania przez władze sowieckie niewygodnych dla nich ludzi. Był narzędziem ludobójstwa przeprowadzonego z różnych powodów – klasowych, politycznych, ideologicznych, itp. Istotą łagrów było zamykanie w nich ludzi przeznaczonych na wyginięcie, na śmierć.

W łagrach mordowano przeważnie mężczyzn. Więźniowie łagrów mieli umrzeć, ale wcześniej mieli za darmo, jako niewolnicy, pracować dla Związku Radzieckiego. Niszczono ludzi pracą, głodem i zimnem. „W Jercewie w łagrze pod Archangielskiem – wyznaje Grudziński – miałem poczucie, iż jest to zło demoniczne, przed którym nie można się obronić. Zasadniczą postawą więźnia łagru sowieckiego było czekanie na nieuchronną śmierć z wyczerpania, z przemęczenia – jeżeli nie przyszła wcześniej z rąk strażników. Ale typowa śmierć w łagrach była skutkiem zabijania pracą. Była to eksploatacja człowieka do końca. Więźniów w łagrach nie chciano zachować przy życiu, chciano ich zabić warunkami obozowymi. Więźniowie pracowali cały dzień przy wyrębie lasu pod gołym niebem, po pas zanurzeni w śniegu, przemoczeni do nitki, głodni i nieludzko zmęczeni. Odległość od obozu na miejsce wyrębu wynosiła zwykle kilka kilometrów w jedną stronę, którą przemierzało się pieszo pod eskortą strażników” (zob. Inny świat, Wyd. Literackie, Kraków 2000, s. 15.88).

Gustaw Herling-Grudziński na zdjęciu zrobionym w więzieniu w Grodnie (1940)

Grudziński wspomina z tego czasu o dwóch ważnych przemówieniach radiowych Stalina, które bardzo charakteryzują tegoż człowieka. Kiedy „niby” przyjaciel, Hitler, uderzył na niego 22 czerwca 1941 roku i stopniowo „wdeptywał w ziemię”, z głosu Stalina dało się słyszeć upokorzenie i rozpacz. „Była to mowa załamanego starca; głos mu się zacinał, przechodził w dramatyczne akcenty, rozbrzmiewał pokornym ciepłem we wszystkich frazach patriotycznych”. Natomiast, gdy w grudniu 1941 roku Armia Czerwona zdołała zatrzymać zwycięski pochód Niemców tuż pod Moskwą w przemówieniu radiowym Stalina dało się słyszeć zarozumiałość i butę. „Głos jego był twardy, przeszywający, zimny. Słowa były wybijane, jak gdyby kamienną pięścią. Był to głos człowieka o nerwach ze stali. Mówił, iż ofensywa niemiecka została zatrzymana, iż dzień zwycięstwa nad niemieckimi barbarzyńcami jest bliski” (zob. Inny świat, s. 261.266).

Tak na marginesie: wyginęły wówczas całe armie sowieckie. Przez pięćdziesiąt lat od wybuchu wojny były całe pola z niezakopanymi zwłokami! Bo Stalin nie pozwalał grzebać poległych. Za karę iż dali się pokonać Niemcom. Taki przykład: w okolicach Leningradu walczyła 2. Armia. Dostała się do kotła, a Stalin uznał, iż to była zdrada… I nie pozwolił ich pochować. Dopiero teraz młodzieżowe grupy ochotników zajmują się pochówkiem poległych. Tego nie da się zrozumieć, chyba, iż się jest Rosjaninem. Rosjanin traktuje wszystko jako dopust Boży. „Niczewo nie podiełajesz”, mówią. No bo co zrobisz? Porażki i nieszczęścia traktują tak, jak my traktujemy klęski żywiołowe. Jak powódź czy pożar. Podobny stosunek mają do komunizmu i zbrodni stalinizmu. To był element natury, tak do tego podchodzą. Jak jest głód, to jest i trzeba go po prostu przeżyć. Koniec. To sprawa ich mentalności. Gdy czytamy historię Rosji czy rosyjską literaturę, to wszyscy, którzy mieli władzę, postępowali niezwykle brutalnie. Czemu akurat Stalin miałby się od nich różnić? (zob. R. Kapuściński, Nie ogarniam świata, Warszawa 2007, s. 19.23.27).

W piekle łagrów od czasu do czasu pozwalano na „przedstawienie”. Pewnego razu wystąpiła „na scenie” trójka artystów: piosenkarka z Moskwy, Tania, uwięziona za odmówienie zamążpójścia za oficera NKWD; „śpiewający” marynarz, prawdziwy komik, Wsiewołowod, bo nieopatrznie dał swój adres jakiejś dziewczynie w Hiszpanii i ta do niego napisała, co było odebrane przez NKWD za utrzymywanie kontaktów z przeklętym Zachodem; i genialny skrzypek z Warszawy, Zelik Lejman, Żyd, gorliwy komunista, który święcie wierzył w „raj” budowany przez sowiecki komunizm. Przybył do Rosji jako do „nowej ojczyzny” i od razu umieszczono go w sowieckim łagrze, by mu dopomóc w przejściu z fantazji do rzeczywistości. Tania zachwyciła wszystkich swym rzewnym śpiewem. Marynarz wprost królował na scenie. Każdy jego ruch łowiono chciwym okiem. Pękano ze śmiechu. Zelik Lejman koncertował długo. Jak szlochał na swoich skrzypcach, jak się na przemian miotał i korzył, jak płonął zemstą niby krzak gorejący, uderzając gniewnie smyczkiem w struny, i jak się modlił żarliwie, zwrócony twarzą ku Jerozolimie… jak grał tragiczny swój los i tragedię swego narodu… Widownia zamarła w bezruchu. Wszyscy „rozumieli”, co on gra. Grał o „zniewolonych”, którzy jak mogli tak ratowali swoje człowieczeństwo, i o „tyranach”, którzy mieli się za „panów”, a trudno było rzec o nich, iż są to ludzie (zob. Inny świat, s. 258259.317).

Warto przypomnieć, iż w starożytnym Izraelu termin „zabójstwo” był bardzo szeroki. Dotyczył każdej krzywdy wyrządzonej bliźniemu, każdego czynu ograniczającego pełnię jego życia. „Zabijać” nie znaczyło tylko zniszczyć całkowicie życie, ale mogło oznaczać również pogorszenie jakości życia: uczynienia go nędznym, ciężkim, trudnym, nieludzkim. I takim uczyniono życie ludzi „na nieludzkiej ziemi”, w sowieckich łagrach.

Tych, których odarto z człowieczeństwa, których traktowano jako „narzędzie” do wyrzucenia po zużyciu, których celowo wyniszczano zimnem, pracą i głodem, sam Jezus Chrystus bierze w obronę i woła: Mnieście to uczynili (Mt 25, 40.45), sami Aniołowie im usługują, prześcigując się w grzeczności i w dostojnych gestach. Rabin Jozue ben Lewi, chcąc podkreślić wielką godność każdego człowieka, mawiał: Procesja aniołów poprzedza człowieka, dokądkolwiek się on udaje, wołając: „Zróbcie drogę obrazowi Boga”. I dodawał: Chociaż Dziesięcioro Przykazań zakazuje sporządzania obrazu Boga, to jednak Bóg wbrew swemu przykazaniu sporządził obraz Boży – człowieka.

Aniołowie ratujący od rozpaczy

Człowiekowi należy się głęboki szacunek. Według św. Benedykta głęboki szacunek dla człowieka oznacza ostatecznie wiarę, iż człowiek jest dobry w swojej istocie. Pozwala widzieć w drugim człowieku Boską iskrę, dostrzegać samego Chrystusa. Głęboki szacunek wiąże się z poważaniem. Poważam człowieka nie dla jego osiągnięć, ale dlatego, iż jest człowiekiem. Gdy ludzie czują się szanowani, są podniesieni na duchu. Znów odkrywają swoją Boską godność. Głęboki szacunek rozpoznaje Boską godność błyszczącą choćby w zeszpeconym obliczu chorego, torturowanego, skazańca i więźnia.

O, gdybyśmy mogli widzieć, z jaką pieczołowitością wstępują i zstępują nad nami święci Aniołowie – poucza św. Alojzy Gonzaga – jak niegdyś po drabinie Jakuba (Rdz 28, 10-22). Wznoszą się do góry, przedkładają nasze potrzeby i proszą Ojca Niebieskiego o miłosierdzie dla nas, a potem wracają ku nam na ziemię, przynosząc od tego Ojca święte natchnienia, dobre myśli i inne pociechy Boże; czasem też ojcowską naganę, abyśmy czujni pilnowali siebie i nie utracili zbawienia wiecznego.

***
Święci Aniołowie Boży, brońcie nas od nieprzyjaciół duszy naszej, gdyż nieustannie szukają naszej zguby. Pomóżcie nam zachować piękno „obrazu i podobieństwa” Bożego, które jest znakiem naszej szczególnej godności i duchowego bogactwa. Amen.

Ks. Henryk Skoczylas CSMA

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (2/2008)

  • Któż jak Bóg – 2/2025
    12,00 z VAT
    Dodaj do koszyka
  • Któż jak Bóg – 1/2025
    12,00 z VAT
    Dodaj do koszyka
  • Któż jak Bóg – 6/2024
    9,00 z VAT
    Dodaj do koszyka
  • Któż jak Bóg – 5/2024
    9,00 z VAT
    Dodaj do koszyka


Idź do oryginalnego materiału