Ambiwalencja to ja. I mi z tym dobrze

6 godzin temu
Zdjęcie: Damian Jankowski


Lęk, iż to, co napiszę, nie będzie wystarczająco dobre, towarzyszy mi stale. Pisząc, jedynie odsuwam go od siebie na krótki dystans.

Przypomniała mi o tym wierszu Sanah, lubię wracać do jej muzycznej interpretacji. Powstał 19 października 1836 r. niedaleko Aleksandrii. Napisał go 27-letni emigrant (jak wiadomo, nie dożył czterdziestki). W ośmiu sekstynach żali się Bogu na swój los: „Żem prawie nie znał rodzinnego domu, / Żem był jak pielgrzym co się w drodze trudzi / Przy blaskach gromu, / Że nie wiem gdzie się w mogiłę położę, / Smutno mi, Boże!”.

„Hymn” robi tak duże wrażenie, bo jest przykładem liryki, w której opadają maski. Słowacki wygrywa w moich oczach z Mickiewiczem dzięki dystansowi, puszczaniu oka do czytelników, nierzadko szyderstwu. Wystarczy sięgnąć po „Bieniowskiego” albo „Balladynę”, by przekonać się, ile było w ich autorze ironii. Tutaj jednak jest inaczej, poeta – wpatrując się na morzu w zachodzące słońce – przyznaje się do smutku. Jeszcze będzie sobie drwił i żartował, ale nie teraz. Teraz pozwala dojść do głosu przygnębieniu i bezradności: „Wiem, iż mój okręt nie do kraju płynie, / Płynąc po świecie…”.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Cenię sobie u twórców takie momenty. Momenty szczerości wobec samych siebie. Kieślowski w jednym z wywiadów zdradził, iż dwa pytania, które przed laty zadawał ludziom w filmie „Gadające głowy”, później zadał również sobie. – Zrozumiałem, iż nie potrafię na te pytania odpowiedzieć. Ani nie wiem, kim jestem, ani czego bym chciał. jeżeli czegokolwiek, to bym chciał spokoju. Tylko iż go nie uzyskałem i chyba już nie uzyskam. Czyli to, czego naprawdę pragnę, tego nigdy nie będę miał – mówił wybitny reżyser. Smutne? O tak! Ale i prawdziwe…

Niedawno i ja musiałem skonfrontować się z dwoma pytaniami, zadanymi mi przez znajomych. Pierwsze brzmiało: jak pokonujesz lęk przed tym, iż to, co napiszesz, nie będzie wystarczająco dobre? Zastanowiłem się przez chwilę i odpowiedziałem, iż go nie pokonuję, jedynie odsuwam od siebie na te kilkanaście czy kilkadziesiąt minut, kiedy skupiam się na konkretnym zadaniu. Przypominam sobie wtedy, iż tekst napisany jest lepszy niż nienapisany, wywiad przeprowadzony okazuje się bardziej wartościowy niż ten nieprzeprowadzony.

Piszę w sprinterskim stylu (ten szkic powstanie w czterdzieści minut), daję się pochłonąć pisaniu. A potem znowu wraca wspomniany lęk. Towarzyszy mi, każe się zastanawiać, czy warto, bym cokolwiek tworzył. Wiem, iż będzie on ze mną zawsze, iż nigdy go całkowicie nie wyeliminuję; iż ciągle będę wątpił w siebie. I raz po raz odsuwał od siebie te wątpliwości. Na krótki dystans.

Promocja!
  • Wojciech Marczewski
  • Damian Jankowski

Świat przyspiesza, ja zwalniam

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

Zresztą jest to w jakimś stopniu uniwersalne, nie dotyczy jedynie osób piszących. Podobało mi się, gdy w nowym „Supermanie” tytułowy bohater stwierdza: „Jestem bardziej człowiekiem niż kosmitą. Przecież co rano wstaję i czuję mętlik w głowie. Ale działam mimo tego”. No właśnie, nie bez ciągłej niepewności, rozterek, a pomimo nich.

Znajomi zapytali mnie jeszcze o jedno: wydałeś już kilka książek, czujesz się pewnie z tego powodu szczęśliwy? No tak, pomyślałem, do końca roku powinny się ukazać jeszcze dwie, w tym jesienią debiutancka powieść. Co więcej: stworzyliśmy świetny blok tekstów o podróżowaniu w letnim numerze kwartalnika, sam napisałem esej, który uważam za swój najlepszy tekst od lat. Ale żebym był z tego powodu szczęśliwy? Nie wiem, raczej nie.

Nie zapominajmy, iż w pracy takiej jak moja do głosu dochodzi rutyna. Czy jestem zadowolony, iż książka o papieżu Leonie zyskuje sympatię czytelników? Oczywiście, ale nie zaskoczony. Po prostu po pięciu kolejnych tego typu książkach mogę uznać bez megalomanii, iż potrafię robić wywiady rzeki. Ceną jest zobaczenie ich ograniczeń. I zanik mojej ekscytacji. Skoro potrafię, gdzie tu wyzwanie? Czy warto wciąż płacić tę cenę? Czy mam jeszcze w tym gatunku coś do zademonstrowania?

A powieść? Ona miałaby mi przynieść szczęście? Pewna jest tylko niepewność, jak książka zostanie odebrana przez czytelników. Zresztą co niby znaczy szczęście? Pojawia się i znika. Szczęśliwy to ja byłem tydzień temu, kiedy ze znajomą poszliśmy do kina na „Wielkie piękno” i potem na pizzę. Albo gdy zostałem zaproszony przez moich przyjaciół na niedzielny obiad. Albo kiedy grałem z najmłodszą częścią rodziny w Monopol w deszczowy dzień. Wszystkie te chwile mają cechę wspólną – przeminęły. prawdopodobnie pojawią się kolejne, ale…

Późno nauczyłem się słowa „ambiwalencja”. Jednoczesność. Bardzo mi ono pomaga. Czasem czuję się zadomowiony w życiu, a czasem z nim skłócony. Samotny i nie-samotny. Czasem jestem panem świata, a czasem chciałbym rzucić jak Jep Gambardella w kierunku magika, który potrafi sprawić, by zniknęła żyrafa: spraw, bym zniknął i ja. Czasem odczuwam zadowolenie, radość, tryskam dobrym humorem, a czasem pojawia się we mnie smutek, żal, melancholia (nie zawsze ujawniane na zewnątrz). Czasem dzieje się to jednocześnie. I to chyba w porządku.

A pisanie? Faktem jest, iż nie potrafię z niego zrezygnować. Stwierdziłem kiedyś poetycko, iż „pisze we mnie to, co tęskni”. Tęskni za czym? Jak się dowiem, to wam powiem. Napiszę.

Idź do oryginalnego materiału