Franz nam się wymyka. Uznałam, iż można przedstawić jego postać, o ile się porzuci ambicje, żeby zrobić definitywną biografię – mówi Agnieszka Holland.
Aleksandra Pakieła: Franz Kafka fascynuje Panią od kiedy była Pani nastolatką. Co sprawiło, iż właśnie teraz zdecydowała się Pani zrobić o nim film?
Agnieszka Holland: Nie planowałam tego przez dekady. Miałam to po prostu z tyłu głowy. Wiedziałam, iż taki film musi być efektem szukania, dochodzenia, zbierania informacji. Że musi być on w duchu Kafkowego pisania.
Zaczęłam jeździć w pewnym momencie do Pragi, żeby pracować nad nowymi projektami – zrobiłam miniserię o Janie Paluchu i potem „Szarlatana”. Ze scenarzystką i producentką tego ostatniego bardzo dobrze mi się pracowało. Temat Kafki wypłynął samoistnie.
W Pradze od Kafki nie da się uciec?
– Nie można się tam od niego odwrócić. Franz okazuje się być obecny na każdym rogu, w postaci gadżetów, pomników, tablic pamiątkowych. Wszędzie można napotkać zorganizowane grupy, które chodzą śladami pisarza. Ilość kawiarni, które mają w swojej nazwie jego nazwisko, jest ogromna. Kafka stał się niejako atrakcją turystyczną. Nagromadziło się też wokół niego sporo kiczu.
Co by powiedział, gdyby to zobaczył?
– No właśnie: jakby się poczuł? Nie mam klarownej odpowiedzi. Te pytania powróciły do mnie w trakcie kręcenia, na nowo rozmyślałam także o formie. Zdałam sobie sprawę, iż muszę tę historię opowiedzieć nielinearnie. Spróbować spojrzeć Kafce w oczy. Wie Pani, był w nim jakiś rodzaj minimalizmu. W sensie narracyjnym w jego życiu nie działo się dużo. jeżeli powstałaby klasyczna biografia, mogłaby być nudna. Zwykłe, rodzinne awantury, brak wielkich zwrotów akcji. To, co najważniejsze, działo się w głowie Kafki.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Mieliśmy duże szczęście, iż znaleźliśmy od razu Idana Weissa, który gra Franza, a może choćby – w dużym stopniu – staje się Franzem, bo ma z nim wiele cech wspólnych. Nie tylko jeżeli chodzi o wygląd, ale też rodzaj wrażliwości.
Wyzwanie polegało na tym, iż jest wiele interpretacji Kafki, został on opisany i zanalizowany w każdym możliwym aspekcie. Kafka i kino, Kafka i muzyka, Kafka i filozofia, Kafka i Żydzi…
Kafka i kobiety…
– Tak. Poza tym on jak mało który twórca prowadził bardzo rozległą autointrospekcję. Dzięki temu, iż Max Brod nie spalił tych tekstów, mamy wgląd do jego dzienników, setek listów. Można powiedzieć, iż Kafka już się bardzo opisał, prawda? A jednak ciągle mamy poczucie nieuchytności. Franz nam się wymyka. Można przedstawić jego postać, o ile porzuci się ambicje, żeby zrobić definitywną biografię, tak mi się przynajmniej wydaje.
Oczywiście w pewnym momencie ja i reszta ekipy musieliśmy przestać czytać książki o Kafce, tyle ich powstaje, pojawiają się coraz to nowsze.
Jak Pani myśli, co przyciąga do niego badaczy czy biografów?
– Niespełnienie i owa nieuchwytność. Wszyscy mają wrażenie, iż może oni znajdą do Franza klucz, którego innym odnaleźć się nie udało.
Może jednym z kluczy jest jego swoista podwójność? Z jednej strony prowadził obfitą korespondencję, z drugiej pozostawał wsobny, neurotyczny.
– Zastanawiałam się i nad tym: czy nie był on w pewnego rodzaju spektrum? Miał przecież bardzo duże amplitudy uczuć na własny temat, często był przekonany o własnej wyjątkowości, myślał, iż wszystko, co pisze, jest doskonałe, a innym razem, iż pisanie nie ma sensu, iż on sam nie ma talentu. Ciągle ta podwójność, o której Pani wspomniała.
Prawda jest taka, iż życie każdego człowieka okazuje się nieuchwytne i da się je interpretować na milion sposobów
Agnieszka Holland
Trzytomowabiografia Kafki autorstwa Reinera Stacha sprawiła, iż spojrzałam na Kafkę z punktu widzenia współczesnej psychologii. Myślę jednak, iż podeszłam do tworzenia tej postaci bardzo intuicyjnie.
To znaczy?
– Podczas pracy nad filmem, nad kreowaniem postaci ogromną energię zużywa się na inscenizowanie i dramatyzowanie informacji. Przy strukturze luźnej, puzzlowej, można było tego uniknąć, nie chciałam iść za daleko w psychologię. Oczywiście zależało mi na tym, żeby ukazać relacje Franza z ojcem, w końcu zaważyła ona na jego życiu. Ale nie chciałam przesadzić.
Najpierw pomyślałam, iż „Franz Kafka” to łatwiejszy do wyreżyserowania film niż na przykład „Zielona granica”. Ale potem zrozumiałam, iż opowieść o Kafce musiała być niezwykle trudna do stworzenia, bo Kafka obrósł mitami, jest nazywany postacią nieopisywalną. A Pani udało się go uchwycić właśnie jako postać nieuchwytną.
– Prawda jest taka, iż życie każdego człowieka okazuje się nieuchwytne i da się je interpretować na milion sposobów. Z jednej strony nie można odmówić Kafce wyjątkowości, z drugiej – przecież nami też targają często podobne emocje.
W dzienniku 38-letni Kafka pisze: „Nie wierzę, iż istnieją ludzie, których sytuacja wewnętrzna jest podobna do mojej”. Czytałam jednak te dzienniki i myślałam nieraz: „Też tak mam!”. Pani również znajduje cechy wspólne z Franzem?
– Gdy byłam nastolatką, miałam bardzo duże poczucie wspólnoty z wieloma pisarzami, w tym – z Kafką. Fantazjowałam, iż spędzam z nim czas i rozmawiam. Teraz mam do Kafki stosunek czuły, ale też wypełniony niepokojem. Pełen poczucia, iż jakoś trzeba mu pomóc, iż jest kruchy i wymaga opieki. Jednocześnie nie można mu odmówić siły i geniuszu. Gdybym się do niego porównywała, byłabym megalomanką. Traktuję go jak brata.
A jak Pani odbiera Kafkę jako kobieta? Przyznam, iż kiedy pisałam tekst o kobietach w życiu Kafki, zalewała mnie krew. Obserwowałam, w jaki sposób zwraca się on do kobiet. Zobaczyłam osobę, która sabotuje wszelkie swoje romantyczne relacje. Czy Pani również czuła na Kafkę złość?
– Zauważam jego egocentryzm, wybujałe ego, chwiejność, brak poczucia odpowiedzialności za swoich bliskich. Kafka tak właśnie odczuwał świat i siebie w świecie. Widać to w listach, dziennikach, opisują to jego biografowie i biografki. Histeryk, hipochondryk, który często nie zdawał sobie sprawy, iż jego zachowanie wobec kobiet jest okrutne – czasem faktycznie ma się ochotę nim potrząsnąć, ale pojawia się pytanie: czy gdyby nie posiadał tych cech, byłby tak fascynujący dla wielu osób? Czy próbowalibyśmy go poznać, dotrzeć do sedna jego osobowości? Nie czuję na niego złości, raczej nieustającą fascynację i siostrzane uczucia, o których wspominałam.
- Katarzyna Mąka-Malatyńska
Agnieszka Holland
OUTLET
Mówiła Pani o Pradze. Moda na Kafkę pojawiła się także w Stanach, dokładnie wtedy, gdy Donald Trump pierwszy raz doszedł do władzy. Amerykanie zaczęli go czytać więcej, Kafka wrócił na listy bestsellerów…
– Wtedy też zaczęto na nowo czytać Orwella, Margaret Atwood, Philipa Rotha. Ludzie szukali artystycznego wyrazu swoich obaw i przeczuć. Niestety dystopia staje się rzeczywistością, dystopijne scenariusze są hiperrealistyczne. Zastanawiam się, czy Kafka byłby w stanie przyjść do nas z jakąś utopią. Nie wydaje mi się, by to zrobił.
Pamiętam, iż miałam pewną iluminację, gdy pracowałam przy serialu „House of Cards”. W pewnym momencie powiedziałam ekipie: „Słuchajcie, to, co robimy, jest niebezpieczne. Pokazujemy człowieka bezwzględnego, cynicznego, którego jedynym kryterium racji jest siła, a Waszyngton jako kłębowisko żmij. Stwarzamy możliwość, iż to się stanie rzeczywistością”. I tak się faktycznie stało. Frank Anderwood zszedł z ekranu do Białego Domu. Słowo stało się ciałem. Tylko iż Trump jest znacznie groźniejszy niż Frank.
Takie aktualne, rzeczywisto-dystopijne scenariusze powstają teraz coraz częściej, myślę choćby o tegorocznych filmach jak „Jedna bitwa po drugiej” czy „Eddington”. Podejmują one tematy takie jak katastrofa klimatyczna, opresyjność świata, migracje. Czy widzi Pani jakiś rodzaj przełomu w kinie?
– To dobre i potrzebne filmy. Zastanawiam się, jak są czytane przez młodych ludzi. Moja znajoma, która wykłada w szkole filmowej, opowiadała z zachwytem swoim studentom o nowym filmie Andersona, a oni nie byli nim zainteresowani. Przyznawali, iż „Aż poleje się krew” to arcydzieło, ale już „Jedną bitwę po drugiej” uznali za zgrywę w Tarantinowskim duchu.
Naprawdę? Nie spodziewałabym się tego.
– Ja też myślałam, iż forma kina akcji jest nośna, idealna do wyrażania głębszego niepokoju młodych. A jednak nie… Myślę, iż młodzi filmowcy nie bardzo wiedzą, co mają mówić, czy opisywać rzeczywistość, która już stała się dystopią, czy raczej poruszać zupełnie inne tematy.
Wróćmy do Pani. Następny film ma dotyczyć Jerzego Kosińskiego, który jest chyba jeszcze bardziej zagadkową postacią niż Kafka. Znany był z tworzenia mistyfikacji i kontrowersyjnych opowieści na swój temat. Czemu chce Pani o nim opowiedzieć?
– To trochę przypadek. Ale z Kosińskim faktycznie odnajduję punkty styczne. Ten film będzie zadawał kilka bardzo współczesnych pytań: co jest prawdą? Jaka prawda okazuje się ważniejsza: prawda wyobraźni czy prawda faktu? jeżeli człowiek nie odpowiada pewnym oczekiwaniom, czy należy go scancellować? W jaki sposób można uciekać od traumy, jak sobie z nią radzić? Czy sztuka może zrobić z niej wartość?
To są pytania, które zawsze mi się wydają fascynujące, zwłaszcza, iż nie znajdziemy na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Znała Pani Jerzego Kosińskiego?
– Spotkałam go na imprezie w noc jego śmierci. Robiłam promocję filmu „Europa, Europa” w Nowym Jorku. Wróciłam po tym spotkaniu do hotelu i miałam okropny atak paniki. Zadzwoniłam po lekarza, żeby dostać zastrzyk uspokajający. Dopiero rano dowiedziałam się, iż atak przydarzył mi się w tym momencie, w którym Kosiński odebrał sobie życie.
W jednym z wywiadów mówiła Pani, iż po „Zielonej granicy” poczuła twórczą wolność. Czuje się dziś Pani jako reżyserka wolna?
– Tak – w tym sensie, iż mam odwagę formy i wsparcie ludzi, z którymi pracuję. To nie znaczy, iż świat przestał być opresyjny, ale znajduję siłę, by szukać własnego języka.

1 godzina temu












