Abp Szewczuk: „To cud Boski, iż jestem żywy”

stacja7.pl 5 dni temu

„Jaka droga do pokoju na Ukrainie”. Był to temat debaty zorganizowanej w czwartek w siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie. Przyczynkiem do dyskusji była najnowsza książka autorstwa abp. Szewczuka „Orędzia pokoju”.

„Orędzia pokoju” to duchowy dziennik wojny. Publikacja zawiera teksty codziennych przesłań zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego do ludzi dobrej woli na całym świecie, wygłaszanych w pierwszym roku pełnoskalowej wojny na Ukrainie.

Ta książka jest świadectwem, iż słowo Boże głoszone przez Kościół jest źródłem ludzkiej siły w najstraszniejszych czasach wojny – mówił abp Szewczuk, który na początku swego wystąpienia podziękował wszystkim zaangażowanym w powstanie publikacji.

SPRAWDŹ>>> Franciszek zacytował słowa Jana Pawła II. Wypowiedział je w tym samym miejscu, co poprzednik

Pytanie o drogę do pokoju nie jest łatwe

Moim zdaniem drogą do pokoju jest cnota chrześcijańskiej nadziei – powiedział. – Cnota nadziei wynika z wiary w Boga. Kto nie wierzy, nie ma nadziei, choć może mieć pewne uczucie czy sentyment. Nadzieja możliwa jest wtedy, gdy nasz cel widzimy jako możliwy do osiągnięcia. Nadzieja to cnota podróżującego. Nadzieja to cnota, która podtrzymuje człowieka – kontynuował.

Wyraził też przekonanie, iż nadzieja na pokój oznacza, iż pokój na Ukrainie jest możliwy. Samo to, iż jesteśmy żywi, jest już źródłem nadziei dla świata – powiedział hierarcha.

Zaznaczył też, iż lektura książki jest dla niego bolesna, gdyż ożywia wspomnienia trudnych dni początków wojny, gdy miliony Ukraińców nie wiedziało co robić i gdy wojsko rosyjskie poruszało się z wielką szybkością. Podkreślił, iż miał świadomość zagrożenia, gdyż znane było miejsce jego pobytu a grupy bojowe były blisko. To cud Boski, iż jestem żywy. To cud Boski, iż nasze wojsko ich powstrzymało 20 km od mojego domu – mówił.

PRZECZYTAJ>>> Jakie tajemnice skrywa klasztor paulinów? Poznaj je podczas Juromanii

Nikt nie myśli o pisaniu książki gdy jest wojna

Jakie były okoliczności powstania publikacji? Abp Szewczuk powiedział, iż nikt nie myśli o pisaniu książek, gdy jest wojna. Była natomiast potrzeba nagrywania krótkich przesłań w formie wideo, po to, by pokazać, iż jesteśmy żywi, iż trzymamy się, gdyż samo to było dla ludzi wielkim źródłem nadziei. Gdy zorientowałem się, iż te małe wideo przyciągają uwagę milionów, zobaczyłem, iż jest to też okazja do głoszenia słowa Bożego – mówił arcybiskup.

Podzielił się też doświadczeniem z rozmów z ludźmi, dla których te przesłania były czymś bardzo istotnym i podtrzymującym na duchu, choćby nie ze względu na treści, które zawierały ale na sam fakt, iż biskup do nich mówi i błogosławi. Na końcu tych moich przesłań było zawsze błogosławieństwo. Ludzie czasem nie wiedzieli o czym mówię, ale oczekiwali tego błogosławieństwa. Oczekiwali, iż w tych ciężkich czasach Kościół będzie „transmitować” oddech Jezusa, który mówi: nie bójcie się, Jam zwyciężył świat! – opowiadał.

Wyjaśnił też, iż książka nie ma zakończenia – dlatego, iż wojna jeszcze trwa. – Mamy jednak nadzieję, iż się skończy i wszystko będzie mieć finał w rękach Zmartwychwstałego Pana – podsumował.

ZOBACZ TAKŻE>>> Abp Szewczuk: Ukraina walczy, choć każdego dnia płaci za to życiem swych najlepszych synów i córek

Grekokatolicy mogą być katalizatorem jedności Kościoła prawosławnego

Odpowiadając na pytania, abp Szewczuk podkreślił, iż główną motywacją do działań były dla niego osoby, które wraz z nim znalazły się w schronach – ludzie, którzy tam modlili się, płakali, prosili o spowiedź. Wiedziałem, iż kiedyś Pan Bóg mnie zapyta o tych ludzi, o te dzieci, o te dusze powierzone mojej duszpasterskiej opiece – podkreślił.

Odnosząc się do pytania o możliwą jedność Kościoła prawosławnego na Ukrainie zaznaczył, iż najważniejszy jest w tym kontekście dialog, którego elementem jest też świadectwo. Zwrócił również uwagę, iż katolicy nie powinny się wtrącać w wewnętrzne problemy wiernych prawosławnych, mogą być natomiast pewnym katalizatorem zmian. Zaznaczył, iż pokój religijny na Ukrainie nie jest bez wpływu na bezpieczeństwo państwa. Podkreślił też, iż Kościół prawosławny na Ukrainie, będący w jedności z Kościołem moskiewskim, przeżywa w tej chwili bardzo duży kryzys tożsamościowy.

Mówiąc o „walce o pokój” zaznaczył, iż słowo „pokój” jest zdewaluowane, podobnie jak słowo „miłość” i często używa się go w kontekście zupełnie wypaczającym jego znaczenie, podobnie jak to było w czasach sowieckich, gdy pokój był wymuszany siłą. W naszym przypadku budowanie pokoju to leczenie traum wojennych. Jesteśmy społeczeństwem zranionym. Nie potrzebujemy konferencji o znaczeniu słowa „pokój” ale musimy leczyć te rany. Musimy mówić o nowym sposobie duszpasterstwa, o duszpasterstwie leczenia ran – powiedział. Mówił też o „duszpasterstwie smutku”, które wiąże się z towarzyszeniem człowiekowi przeżywającemu stratę. Jak podkreślił, kluczowa w takim duszpasterstwie jest obecność.

KAI, jk/Stacja7

Źródło

atom
Idź do oryginalnego materiału